Capax Dei – człowiek otwarty na Boga (cz. III)

Podstawowe zaufanie

 

Współczesna psychologia rozwojowa zwraca uwagę na to, że człowiek konstytuuje swoje „ja”, formuje swoją tożsamość poprzez świadomość stałości przestrzeni, mowę, uwagę, pamięć, uczestnictwo i zdolność wkomponowywania w obraz siebie obrazów przekazywanych przez innych. Jak wykazał przede wszystkim E. Erikson, istotną rolę w tym procesie odgrywa podstawowe zaufanie (basic trust, Grundvertrauen).[1] Rozpoczyna się ono w związku niemowlęcia z matką i systematycznym potwierdzaniu wzajemnych relacji przez reakcje twarzy, znaki czułości i zaspokajanie potrzeb. Ciągłość tych doświadczeń pozwala dziecku na ukształtowanie zaufania do siebie i do innych. Ważną rolę odgrywają w tym również przez wrażenia przeciwne: bycie co pewien czas oddzielonym od matki, pozbawionym czegoś itp. Ta pierwotna orientacja na matkę musi zostać rozluźniona, aby zaufanie mogło przetrwać i stać się podstawą wszelkich późniejszych zarysów, szkiców tożsamości. Jeszcze później, „wychodząc” ze środowiska rodzinnego, młody człowiek musi wychodzić z odczuciem jakiegoś podstawowego zaufania, które w każdym środowisku pozwoli mu być sobą, kochać, mężnie stawiać czoła trudom życia. Musimy zatem ufać, jeśli chcemy zostać sobą. A zarazem przeczuwamy, że nasze zaufanie ma wyraźnie charakter „ekstatyczny”.[2] Czemu ostatecznie możemy zaufać wobec niesprawiedliwości świata, własnych słabości i zła? I czy w ogóle możemy ufać? Jest rzeczą charakterystyczną, że błędna odpowiedź na pierwsze pytanie przynosi negatywne konsekencje w postaci: infantylizmu i idolizmu, negatywna zaś na drugie – w postaci nihilizmu lub agresywizmu. Ku jakiemu „Naprzeciw” kieruje nas zatem podstawowe zaufanie?

 

Kultura

 

W odróżnieniu od zwierząt tylko człowiek ukształtował język zakorzeniony w rzeczach i sprawach, które widzimy, słyszymy i przeżywamy, ale poprzez typowo ludzką zdolność do abstrakcji i metaforyki przekraczający je nieskończenie. Jesteśmy bowiem jedynymi istotami, które oddziaływują na naturę w celu jej przekształcenia – tworzymy kulturę. Kultura jest dziedziną znacznie rozleglejszą od działalności artystycznej – stanowi ona sposób bytowania, życia właściwy tylko człowiekowi; to wszystko, przez co człowiek bardziej „jest”, przez co staje się bardziej sobą.[3] Człowiek bytuje zawsze w pewnej kulturze i na sposób tej kultury. Dlatego stwarza ona właściwą tylko ludziom więź tradycji i dialogu.[4] Trzeba więc myśleć i mówić o niej przede wszystkim w istotowym „związku z samym człowiekiem, a dopiero wtórnie i pośrednio w związku z całym światem jego wytworów”.[5] W tym właśnie duchu II Sobór Watykański mianem kultury określił „wszystko, czym człowiek doskonali i rozwija wielorakie uzdolnienia swego ducha i ciała; stara się drogą poznania i pracy poddać sam świat pod swoją władzę; czyni bardziej ludzkim życie społeczne zarówno w rodzinie, jak i w całej społeczności państwowej przez postęp obyczajów i instytucji; wreszcie w dziełach swoich w ciągu wieków wyraża, przekazuje i zachowuje wielkie doświadczenia duchowe i dążenia na to, aby służyły one postępowi wielu, a nawet całej ludzkości”.[6] Mimo to, jak sobie przypominamy, W. Pannenberg pyta: „Czy człowiek jest przeznaczony do kultury? Ten pogląd zdaje się dzisiaj przeważać. Ale przy swoich tworach człowiek nie znajduje trwałego ukojenia. Ludzie nie tylko przeobrażają naturę w kulturę, ale też nieustannie w miejsce dawnych form kultury wprowadzają nowe. Fakt, że człowiek nie znajduje ostatecznego zadowolenia również we własnych dziełach, lecz pozostawia je jako elementy przejściowe w swych dążeniach, świadczy o tym, że jego przeznaczenie sięga dalej niż kultura – już istniejąca czy dopiero kształtująca się. Sam zaś proces kulturotwórczy w jego niewyczerpanym bogactwie stanie się zrozumiały dopiero wtedy, kiedy zobaczymy, że jego dynamizm wyrasta ponad jakiekolwiek dzieło, gdyż dzieła są tylko stopniami na drodze do nieznanego celu.

Co więc jest motorem dążenia ku temu, co się przed nami otwiera? Powiedziano, że człowiek żyje nieustannie pod presją popędu. Ta presja nie jest jednak zwykłą koniecznością cechującą zwierzęce życie popędowe. Popęd zwierzęcy ujawnia się wobec przedmiotu, który go wyzwala. Ludzkie natomiast pragnienia kierują się ku czemuś nieokreślonemu. A to dlatego, że nie znajdują one celu, który by je zadowolił całkowicie. Przejawiają się one w tak znamiennym dla człowieka pociągu do gry i ryzyka, w jego dystansie wobec rzeczywistości poprzez uśmiech”.[7]

Pannenberg ma rację – człowiek nigdy nie znajduje zaspokojenia w wytworach kulturowych. Nasza „otwartość” sięga znacznie dalej niż tworzenie kultury i życie w społeczeństwie. Ku czemu zatem kieruje się ludzka otwartość?

 


    [1] Por. E. Erikson, Identity, Youth and Crisis, New York 1968; W. Pannenberg, Anthropologie in theologischer Perspektive, Göttingen 1983, s. 217-235.

    [2] Grec. ekstasis – wyjście, przekroczenie.

    [3] Por. na przykład: Jan Paweł II, Przemówienie do intelektualistów, Coimbra 15 V 1982.

    [4] Jan Paweł II, Przemówienie w siedzibie UNESCO, 2 VI 1980.

    [5] Tamże.

    [6]  KDK 53.

    [7] W. Pannenberg, Kim jest człowiek?, Paris 1978, s. 19-20.