Pokarm, który nie ginie…
W przeddzień Uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa (Bożego Ciała) zatrzymajmy się nad szczególnym aspektem Eucharystii, rozważając fragment Ewangelii według św. Jana (J 6,22-71), tak zwaną „mowę eucharystyczną”, którą Jezus wygłosił w Kafarnaum. Mając na uwadze całą tę mowę Jezusa skoncentrujemy się głównie na wierszu 27:
Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec.
Trzeba zwrócić uwagę na bardzo znamienny rys, obecny w wydarzeniu opisanym w tym fragmencie Ewangelii św. Jana. Ludzie – także ci, którzy szukają Jezusa – nie rozumieją właściwego sensu obecności Jezusa i Jego działania. Nie pojmują właściwego znaczenia cudów-znaków. Nie uchwycą też znaczenia Jego mowy i, w znacznej większości, odejdą od Jezusa (zob. J 6,66). Dzieje się tak, ponieważ chcieli być nasyceni według swego pożądania: stosownie do swoich bieżących oczekiwań, indywidualnych potrzeb i dążeń wynikających z ich koncepcji życiowych. Tymczasem pokarm, jaki daje Jezus, jest pokarmem specyficznym, nie służy bowiem zaspokajaniu w sposób naturalny powierzchownych potrzeb (zachcianek) człowieka, czy też tylko jego głodu fizycznego.
Prawdziwy głód człowieka
Człowiek z powodu grzechu jest zwichnięty w swojej naturze i skażony potrzebą afirmacji swojego bycia jak Bóg na własną rękę (zob. Rdz 3,5-6). Czuje w sobie głód i potrzebę nasycenia; czuje potrzebę pokarmu, który by go utwierdzał w tego rodzaju egzystencji. Szuka wszystkiego, co mogłoby go nasycić w utwierdzaniu samego siebie, w jego stanie, który co najwyżej chce poprawić, żeby teraz było mu lepiej. Dotyczy to wymiaru egzystencji w sensie fizycznym i psychicznym, ale i dziedziny duchowej, religijnej. Człowiek zmierza do tego, by osiągać stan pewnego fizycznego i psychicznego komfortu, pewnej niezależności i sytości. Czuje potrzebę właśnie takiego bezpośredniego zaspokojenia siebie. Ponieważ jednak ostatecznie nie jest stworzeniem, które może nasycić samo siebie, nie osiąga pokoju, do którego dąży, i pełni, dla jakiej został stworzony, za którą stale tęskni.
Właśnie w pokarmie, który zstąpił z nieba i który trwa na wieki, zostaje dana człowiekowi możliwość przeżycia nawrócenia, przestrojenia swojej egzystencji przez przestrojenie swojego „systemu pokarmowego”, czyli zrozumienia swoich autentycznych, najgłębszych potrzeb. Oto zostaje zaproponowany człowiekowi pokarm, który pozornie jest inny i nie odpowiada bezpośrednio jego oczekiwaniom. Ostatecznie jednak, kiedy człowiek uświadomi sobie swoją jego sytuację potrzeby, a nawet bezradności, może otworzyć się na ten pokarm przemiany swojej egzystencji i swoich perspektyw, tak by nie poprzestawał na szukaniu afirmacji siebie, lecz był otwarty na afirmację tego, co ma być w nim wyzwolone, przezwyciężone czy zbawione, mianowicie potrzeby powrotu do życia z Boga a nie na własną rękę.
Jak długo człowiek nie odkryje potrzeby tego powrotu w nawróceniu (na tle wydarzeń historii własnego życia i w świetle Ewangelii), nie może sam z siebie w pełni przyjmować i kosztować tego specyficznego pokarmu. Nie może nawet ulokować na horyzoncie swego życia tego rodzaju perspektywy, mianowicie, że swoją codzienność może uczynić naprawdę szczęśliwą, wypełnioną, owocną, nie przez szukanie własnej chwały, lecz przez pokorne posługiwanie i wydawanie siebie.
(Katecheza bp. Zbigniewa Kiernikowskiego)