Boża serpentyna

Listopad, grudzień. Często w tych miesiącach mówimy o początku i końcu roku. Składamy sobie życzenia. Jedni uczestniczą w rekolekcjach, inni bawią się do białego rana, zapominając nawet o uczestnictwie we Mszy świętej.

Czy w kosmosie, według którego liczymy czas, istnieje dzisiaj jakiś początek lub koniec? Niczego takiego nie zauważamy. Słońce nie przerywa wysyłania promieni ciepła i światła, Ziemia nie zatrzymuje się w biegu dookoła niego, podobnie Księżyc w okrążaniu Ziemi.

Inaczej wygląda sprawa z datą początku i końca roku na Ziemi. Jest czysto umowna i różna w różnych kulturach. Nawet w jednej kulturze zachodniej mają inny początek i koniec rok liturgiczny i rok laicki.

Rok liturgiczny

O jego początku i końcu słyszymy z ambon, czytamy w prasie. Data początku jest ściśle wyznaczona: I niedziela Adwentu. Zamiast szat zielonych kapłan ubiera fiolet.

A w niedzielę przed Adwentem widzimy biel lub złoto. To uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata. Czy jednak w treści wewnątrz liturgii coś się zmienia? Analizując do­kładnie czytania, teksty śpiewów itd. zauważamy, może ze zdziwieniem, że I niedziela Adwentu nie wprowadza żad­nych wyraźnych zmian.

Treść Eucharystii i w Adwencie, i w niedziele listopada przeniknięta jest myślami eschatologicznymi. Ewangelie li­stopada mówią o królu rozdającym talenty, o pannach roz­tropnych i nieroztropnych. Pojawia się też zapowiedź prze­śladowań Ludu Bożego. Słyszymy, podobnie jak podczas Adwentu: „Czuwajcie, nie znacie dnia ani godziny, nawróć­cie się”. Bliskie tej treści są również śpiewy procesyjne w li­stopadzie. Czy więc w liturgii Kościoła mamy rzeczywiście początek i koniec roku?

Wspinaczka na szczyt

Oczywiście w księgach liturgicznych jest i musi być po­czątek i koniec. Niezależnie od tego, rzeczywistość litur­gii lepiej jest jednak odczytywać inaczej. Chrześcijanina porównać można do wędrowca, który wchodząc na stro­my szczyt, idzie serpentyną ów szczyt okrążającą. Zależ­nie od wysokości góry, serpentyna zawija się kilka lub kil­kadziesiąt razy. Podobnie chrześcijanin, wspinający się do świętego miasta, niebieskiego Jeruzalem, idzie przez lata swej pielgrzymki „serpentyną” liturgiczną, którą ukazuje mu Kościół. Serpentyna ta zbudowana jest z cyklów rocz­nych. Po roku wspinaczki chrześcijanin ogląda Boży szczyt z tej samej strony, znajdując się jednak bliżej niego. Może oglądać go coraz wyraźniej, dokładniej. Smutne by­łoby, gdyby po roku pielgrzymowania, patrząc na szczyt, musiał stwierdzić: „Nie jestem bliżej niego, nawet oddali­łem się”. Liczba okrążeń serpentyny to talenty, które roz­daje Pan.

Uroczystość Chrystusa Króla

Szczęśliwym krokiem odnowy liturgicznej Soboru Waty­kańskiego II jest przeniesienie uroczystości Chrystusa Kró­la Wszechświata na ostatnią niedzielę przed Adwentem. Uwypukla to eschatologiczne treści tego okresu. Widzimy wyraźnie: serpentyna, która prowadzi na święty szczyt, to w roku A droga miłości Boga; w roku B – droga praw­dy; w roku C – droga bardzo trudna. „Ale nie lękajcie się. Idzie z nami Baranek, który został zabity… Jemu panowanie i chwała na wieki wieków”.

(ks. St. Hartlieb, Okruchy ze skarbca liturgii, s. 63-65)