POEMATY DIALOGU CHRZEŚCIJAN I ŻYDÓW

Agnieszka Syska

 

 

zrodzeni z obietnicy

 

uciekaliśmy przed swoimi domami

uciekaliśmy przed swoimi drzwiami zapalonymi słońcami i księżycami

 

płonęły właśnie w wodach siedmiorakie okna oka ducha

 

uciekaliśmy przed gonitwą modlitwą gonitwą drzwi zapalonymi menorami

płonnymi tonnymi hanukami

 

tonęły właśnie w ogniach jednorakie drzwi

 

modlitwa goniła nad naszymi głowami w płomieniach

 

drzwi okna obracały się w tył obracały się w przód przed naszymi gwiazdozbiorami

w głowach

 

gonitwa goniła pod naszymi głowami w płomieniach

 

pochodniami słońca i księżyca

 

przechodniami przechodnymi odchodnymi w tył przechodniami wprzód

 

przechodniami słonecznymi i księżycowymi prastarymi podwojami nieba i ziemi

 

przechodniami przechodnimi odchodnymi w tył przechodniami wprzód

 

pochodniami nieba i ziemi

 

modlitwa goniła nad naszymi głowami w płomieniach

gonitwa goniła pod naszymi głowami w płomieniach

 

prastarymi podwojami przebłagalnymi

 

prastarymi podwojami co się palą a nie spalają domu

 

prastarymi podwojami błagalnymi

 

wonnymi hanukami

 

uciekaliśmy przed swoimi ziemiami uciekaliśmy wielbiliśmy uciekaliśmy dziękowaliśmy

 

języki z drzwi spuszczaliśmy

 

uciekaliśmy przed swoimi ziemiami uciekaliśmy wielbiliśmy uciekaliśmy dziękowaliśmy

 

języki z drzwi spuszczaliśmy

 

uciekaliśmy przed swoimi wielbiliśmy uciekaliśmy dziękowaliśmy

 

języki z okien spuszczaliśmy

 

obręcze ze świec paliliśmy

 

powiedziałam pośród woni toni

 

ześlij ogień dla ziemi z której ucieka nasz dom

 

powiedziałem

 

ześlij ogień dla ziemi z której ucieka nasz dom

 

ześlij piekło dla ziemi która pali nasz dom i spala

ześlij niebo dla nas którzy palimy i nie spalamy

 

gwiazdozbiorów w twoich głowach

 

 

 

biegła bladła

 

Trwoniąc zarys uśmiechu

zbliżała się bladła

 

Spojrzały na nią oczy

z ołowiu

 

zwierciadła

 

Trwoniąc

 

wodę ze zwierciadeł biegła przez ogród

Trwoniąc

słońce

 

wspinała się nad ogród

garb

 

większy od

słońca czerwony zachodził nad jej głową

 

palce nóg

krogulce wokół

ciernia

 

ptak z dziobem zakrzywionym jak plecy garbata

 

wspinała się nad ogród

 

w międzyrzecu podlaskim spotkała józefa

z arymatei

 

rabini są

stąd

 

matki

jej syn stąd ulicami płynne tałesy wokół synagog

matki

 

z arymatei

biele

zwierciadeł

 

 

 

zimą

wysuszone studnie idzie z wiadrem jak babka

 

zimą

 

zwierciadeł

 

czernie

 

czerpie siarczysty mróz

 

trwoni nogi w biegu

 

 

obtańcowywanie ciszy

 

stopy lecą

w ciszy

lecą

 

jak manna

na pustynię

 

scena jak rynna

 

uderzenie z opadania

 

dzwoni

 

nagi deszcz

 

stopa jedna po drugiej

gęsta deszczówka

 

zagęszczenie desek

w deszczu

 

deski stopy deski pod strugami

 

opadają jak krople płyną w strugi dzwonią o rynnę cisza

przezroczystości

 

wydłużają się ich loty

 

przezroczystości

 

w deszczu

 

stopy

jakby się całowały

 

manna i przepiórki na pustyni w deszczu

 

jakby się całowały

 

ręce jakby łapały przepiórki

usta mannę stopy deszcz na pustyni

 

scena pusta stoi jak cisza czarna

 

ręce

usta

ręce

 

czarna

 

niebo jak dechy

wali się na

głowę

 

stopy lecą przez morze czerwone bez oderwania

 

na

głowę

 

wiatr

znad morza

 

unosi stopy