Christos, Maszijah, Pomazaniec… [komentarz do Ewangelii]

„Co mówią tłumy, kim dla nich jestem?” – pytanie Jezusa chyba nie zaskoczyło uczniów. Chwilę wcześniej ewangelia przynosi nam opis cudownego rozmnożenia pokarmu. Pięcioma chlebami i dwiema rybami Jezus nakarmił tysiące. Nic dziwnego, że wzbudził aplauz. Nie ma się też co dziwić, że widziano w Nim Bożego wysłannika. W dobie nabrzmiałych mesjańskich oczekiwań rozchodzące się lotem błyskawicy wieści, że to Jan Chrzciciel żyje i dalej działa, a może nawet Eliasz, czy któryś z wielkich proroków powrócił znów na ziemię musiały rozpalać wyobraźnię.

Uczniowie, podobnie jak tłumy, nie mogli nie zastanawiać się nad tajemnicą Jezusa. Bez trudu więc, odpowiadając na Jego pytanie, udało im się zreferować opinie krążące o ich Mistrzu. Chwilę potem stają jednak oniemiali. „A wy mówicie, że kim jestem?” – Jezus przenosi rozmowę na zupełnie inny poziom. Tu już nie wystarczy przytoczyć zasłyszane plotki, czyjeś opinie… To pytanie sięga głęboko w ich życie. Muszą nazwać swe oczekiwania. Odpowiedzieć – najpierw sobie samym – co łączy ich z Nauczycielem z Nazaretu. Dlaczego za Nim poszli? Czego się spodziewają? Patrząc na Jego życie, słuchając wypowiadanych przez Niego słów, obserwując Jego więź z Bogiem, musieli coś przeczuwać… A jednak nie byli w stanie tego wypowiedzieć.

„Jesteś Pomazańcem Boga” – powiedział w końcu Piotr. To było objawienie. Nie mówił tego sam z siebie. Nazwał Jezusa tytułem, którym w historii zbawienia określano, namaszczanych oliwą dla pełnienia ich misji, królów i kapłanów. Maszijach, Christos, Pomazaniec… Chrystus Boga – to fascynujący tytuł. Każdy z nich widział już oczami wyobraźni moc Mesjasza, Jego królewską władzę, Jego misję – świętą kapłańską służbę. Pytali z nadzieją: Czy tak potężny Król-Kapłan nie poradzi sobie z ziemskimi przeciwnościami? Czy nie rozgromi znienawidzonych i gardzących Żydami rzymskich okupantów? Czy nie przywróci wreszcie wyczekiwanego królestwa Izraela? Chyba wreszcie nadszedł ten czas!

Tylko jak rozumieć te szokujące słowa, które chwilę potem do nich mówi? „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć, będzie odrzucony, zostanie zabity… ale trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Czy nie jest to zapowiedź straszliwej porażki – nie tylko Jego – ale i tych, którzy związali z Nim swoje losy? I ta przerażająca wizja krzyża, rzymskiej szubienicy, na której wieszano bandytów… Co On ma na myśli, nakazując im wzięcie krzyża i przekreślenie siebie, które czyni warunkiem towarzyszenia Mu? Co to znaczy: „naśladować Go”? Zgodzić się na odrzucenie? Dać się zabić, licząc w duszy na mglistą obietnicę zmartwychwstania? Tracić swe życie, by je ocalić? Któż może sprostać tym wymaganiom?!

Czy i my nie stajemy wobec podobnych pytań, gdy konfrontujemy swoje nadzieje i oczekiwania ze Słowem Boga? Gdy nie potrafimy przyjąć trudnych wydarzeń, które niesie nam życie? Kiedy nie potrafimy ukryć rozczarowania, czekając bezskutecznie na Jego interwencję, a On zdaje się być nieobecny?

„Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się wyprze siebie i niech weźmie co dzień swój krzyż, i niech Mi towarzyszy” –  mówi Jezus. Jeśli… Nie muszę iść za Nim. Nie muszę Mu towarzyszyć. Mogę, jeśli zechcę. Jeśli Mu ufam. Jeśli wierzę, że dojdę wraz z Nim tam, dokąd On idzie, ukazując mi życie w świetle zmartwychwstania. Będę mógł iść za Nim, jeśli naprawdę znalazłem odpowiedź na Jego pytanie: „Kim Ja dla ciebie jestem?”.

Za 12,10-11; 13,1
Ga 3,26-29
Łk 9,18-24

ks. Grzegorz Michalczyk