To był moment szczególny w życiu Jezusa. W Ewangelii Łukasza czytamy: „gdy dopełniły się dni wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jeruzalem”. Tekst grecki podaje dosłownie: „utwierdził swe oblicze” – to znaczy: „nieodwołalnie, radykalnie postanowił”. Wiele razy przemierzał drogę z ojczystej Galilei do Jerozolimy. Co roku, od dzieciństwa, wędrował tam na Paschę, na święto Namiotów, czy Pięćdziesiątnicę. Jednak tym razem będzie to Jego ostatnia podróż. Jezus idzie do Jerozolimy, by tam umrzeć.
Szli przez Samarię. Wielu żydowskich pielgrzymów wybierało dłuższą drogę, chcąc uniknąć nieprzyjemnych doświadczeń. Łukasz relacjonuje: „Wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i weszli do pewnej samarytańskiej wsi, żeby przygotować Mu miejsce. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ szedł do Jeruzalem”. Samarytanie nie byli szczególnie gościnni dla żydowskich wędrowców.
Głęboko zakorzeniona nienawiść dzieląca Żydów i Samarytan ma swoje historyczne uzasadnienie. Tożsamość narodowa Samarytan związana była z klęską narodową, jaką był upadek królestwa Izraela podbitego w 722 r. przed Chr. przez Asyryjczyków. Duża część mieszkających w nim Żydów została wysiedlona w głąb Asyrii, a na ich miejsce, do ich domów, chcąc uniemożliwić im możliwość powrotu, osiedlono pogańskie plemiona sprowadzone z północnej Mezopotamii. Współcześni Jezusowi Samarytanie byli potomkami pogańskich osiedleńców i pozostałych na swym terytorium dawnych mieszkańców. Uznani przez Żydów za nieczystych rytualnie, wyłączeni z religijnej wspólnoty, stworzyli własny kult i zbudowali sanktuarium, uważając z kolei Żydów za odszczepieńców. Nietrudno się domyślić, że polityczne zaangażowanie Samarytan sytuowało ich w historii po stronie przeciwników Izraela. Trudno o bardziej klasyczny obraz narastającej przez wieki nienawiści, utrwalanej jeszcze silniej przez historyczne wydarzenia. Z czasem słowo „Samarytanin” stało się w ustach Żyda synonimem najgorszego przekleństwa.
Spontaniczna reakcja uczniów Jezusa wydaje się całkowicie naturalna: „Panie, chcesz? Powiedzmy: niech ogień zstąpi z nieba i spali ich!” Taka jest logika świata. Od starożytności po czasy współczesne. Na nienawiść odpowiedzieć nienawiścią, na wrogość – wrogością. W takiej mentalności zatraca się łatwo proporcje. To już nie jest nawet „oko za oko, ząb za ząb”. To niekontrolowana zemsta. Urażony, dotknięty do żywego człowiek, w obronie swego honoru zdolny jest do największej podłości. „On jednak odwrócił się i skarcił ich” – mówi Ewangelia. Wiele ewangelicznych rękopisów dodaje w tym miejscu jeszcze jedną uwagę Jezusa: „Nie wiecie, jakiego ducha jesteście”. Rzeczywiście, jeszcze nie wiedzieli. I nie rozumieli. Podobnie, jak nie mieli świadomości celu drogi, którą podążał ich Mistrz. „Poszli do innej wsi” – zanotował ewangelista. Ale to wydarzenie, wraz z niechęcią do wrogów, utkwiło mocno w ich pamięci. Nieraz jeszcze będą zaskoczeni słysząc z ust Jezusa opowieści o „nieczystych” mieszkańcach Samarii…
ks. Grzegorz Michalczyk