22. niedziela zwykła [komentarz do Ewangelii]

Szabat

Szabatowa kolacja nie jest zwykłym posiłkiem. Nie jest też jakąś wystawną ucztą. Jest świąteczną kolacją, spożywaną w piątkowy wieczór (patrząc z perspektywy naszego kalendarza), gdy po zapadnięciu zmroku zapalone przez kobiety szabatowe świece zwiastują początek świętego sobotniego dnia. To czas odpoczynku i wytchnienia. Dzień pamięci o Stwórcy, który – odpoczywając w szabat po dziele stworzenia – dał człowiekowi nakaz świętowania. To właśnie na sobotnią kolację zaproszony został przez jednego z faryzejskich dostojników zmierzający do Jerozolimy Jezus. Ewangelia mówi (zapewne o innych faryzeuszach): „uważnie Go obserwowali”. Nie bez powodu. Wiele słów Jezusa i znaków, które czynił, budziło nie tylko zainteresowanie tłumów, ale i konsternację duchowych przywódców. Jezus zdawał się tym zupełnie nie przejmować. Zaskakująca jest prostota i bezpośredniość, z jaką zwracał się do swych rozmówców, komentując dziejące się wokół wydarzenia. Tak było i tym razem, gdy uzdrowił znajdującego się przed nim chorego człowieka, nie zwracając uwagi na szabatowy zakaz pracy. Więcej, upomniał się o troskę, jaką – mimo trwającego szabatu – powinno się okazywać znajdującym się w potrzebie ludziom i zwierzętom. Nie potrafili skomentować słów Jezusa.

Stół

Położył się z nimi przy stole. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, tak właśnie musiał wyglądać Jezusowy posiłek. Tak też – jeśli dosłownie tłumaczymy z języka greckiego – mówią o spożywaniu posiłków ewangelie. Przy stole (niskim, wznoszącym się nieco ponad podłogą) leżano, prostopadle do niego, opierając się na lewym boku, prawą ręką sięgając po potrawy. Pamiętając o tych postawach nie zdziwimy się, słysząc w ewangelicznym opisie, jak – w czasie trwającego posiłku – grzeszna kobieta „stanąwszy z tyłu przy stopach Jezusa”, zraszała łzami Jego stopy, wycierała je swymi włosami, całowała i namaszczała pachnidłem. Bez trudu wyobrazimy sobie również apostoła Jana, „spoczywającego na piersi Jezusa” w czasie Ostatniej Wieczerzy. Posiłek spożywany w tej konwencji jeszcze bardziej podkreślał wspólnotowość, szczególną więź, łączącą leżących przy stole biesiadników.

Goście

„Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani bogatych sąsiadów, licząc, że w zamian i oni cię zaproszą… Zaproś ubogich, ułomnych, niepełnosprawnych, niewidomych. Będziesz szczęśliwy, bo nie mają czym tobie się odwdzięczyć.” To złamanie powszechnie przyjętej konwencji. Nie z każdym przecież miło jest spotkać się (położyć się) przy stole, przeżywać wspólnotę. A jednak w logice Jezusa najbardziej uprzywilejowanymi gośćmi są ci, którzy w oczach świata nie mają żadnego znaczenia. Nic nie mogą zaoferować. Przeciwnie, ich obecność powoduje dyskomfort. Postrzegani są jako zagrożenie, nieraz są obcymi, przed którymi pragmatyczny gospodarz szybko zamyka drzwi. W końcu bezpieczeństwo i rozsądek są najważniejsze…

Miejsce

Najgodniejsze było pośrodku biesiadników. Tu spoczywał najznamienitszy gość. Po jego prawej i lewej stronie, otaczając nieraz półokręgiem stół, kładli się inni, od zacniejszych poczynając. To właśnie na zajmowanie tych godniejszych (pierwszych) miejsc przed posiłkiem zwrócił uwagę Pan Jezus, zachęcając do kładzenia się na ostatnich, skrajnych. Bo „każdy wywyższający siebie, uniżony zostanie…”- przypominał. A mówił to Ten, który właśnie zamierzał zająć najostatniejsze i najbardziej pogardzane miejsce na świecie. Czekało na Niego na krzyżu.

ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)