23. niedziela zwykła [komentarz do Ewangelii]

Nienawiść

Czy rzeczywiście mógł tak powiedzieć? „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie i nie nienawidzi swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr oraz swego życia, nie może być moim uczniem.” Szokujące słowa. Dokładnie jednak w takim brzmieniu znajdują się w ewangelii. „Miseo” – użyty tu grecki czasownik oznacza: nienawidzić, nie cierpieć czegoś, czuć wstręt, czuć odrazę do czegoś, gardzić czymś. Czy Jezus może wzywać do nienawiści? Więcej, stawiać ją jako warunek bycia Jego uczniem? Jak rozumieć to przesłanie?

Tłumy

Pan Jezus wypowiada te słowa do „licznych tłumów”, które idą za Nim. Zapewne nie przysporzy mu to zwolenników. Ewangeliczne opisy wspominają, że słuchający Jezusa ludzie nie raz odchodzili zgorszeni tym, co usłyszeli. „Czy i wy chcecie odejść?” – zapytał kiedyś swoich uczniów, widząc, że zostali sami. Ale w odróżnieniu od społecznych, czy politycznych liderów, Jezusowi nie zależy na gromadzeniu wielkich rzesz swoich zwolenników. Chce natomiast, by ci, którzy za Nim idą, zrozumieli sens Jego drogi. „Kto nie niesie krzyża swego, a idzie za mną, nie może być moim uczniem” – wyjaśnia. I dodaje: „Nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem”. Co
znaczy w tym kontekście „wyrzec się”? Czy należy się wszystkiego pozbyć? Czy też chodzi o wyzwolenie z pewnej wizji życia, posiadania dóbr, kształtowania relacji z ludźmi? Czy taka właśnie ma być w praktyce realizacja owej „nienawiści”, o której mówił Pan?

Radykalizm

Słowa Jezusa należy tłumaczyć w całym kontekście jego nauczania. W świetle tego, co mówi o miłości, przebaczeniu, pojednaniu, okazywaniu miłosierdzia. Jeśli więc używa tak mocnych i radykalnych sformułowań (w charakterystycznym semickim stylu mówienia nieraz czyni się tak dla podkreślenia wagi poruszanego tematu) to dlatego, że zwraca uwagę na warunki, bez których trudno mówić o stawaniu się Jego uczniem. Chodzi o sprawy najistotniejsze. O priorytety w miłości. Dobrze to widać w słowach Jezusa zapisanych – w takim samym kontekście – w ewangelii Mateusza: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna  lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.” Słysząc to odczuwamy wewnętrzny sprzeciw. Jezus jawi się w naszych oczach jako uzurpator, chcący  zabrać nam miłość do naszych najbliższych (a nawet każący nam ich nienawidzić!). Nic bardziej mylnego. On właśnie uświadamia nam jak powinniśmy ich kochać.

Ponad wszystko

To nie przypadek, że w odmawianej codziennie przez Żydów modlitwie „Sz’ma Izrael” („Słuchaj Izraelu”) pojawia się fraza: „Będziesz miłował Pana, twojego Boga, całym swoim sercem, całą swoją duszą, ze wszystkich swoich sił”. To ratunek dla ludzkiej miłości. Dopiero bowiem, gdy ukochamy Boga ponad wszystkich i wszystko, będziemy mogli we właściwy sposób, czułą i troskliwą, niezafałszowaną egoizmem miłością, kochać naszych bliskich. Słowa Pana Jezusa mają oczyszczać naszą miłość, przemieniać ją w ofiarną i bezinteresowną, a nie ją przekreślać. Uświadamiają, że musimy odrzucić („znienawidzić”) to wszystko, co przeszkadza nam tak właśnie kochać Boga, nawet jeśli dotyczy to naszych relacji z bliskimi, naszych koncepcji życia i planów na przyszłość. Choć brzmi to paradoksalnie, „nienawiść”, o której mówi Jezus, umożliwia nam dopiero prawdziwe miłowanie Boga i bliźnich. „Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu” – mówił św. Augustyn z Hippony. W miłości przede wszystkim.

ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)