Doprawdy, trudno o bardziej komiczny widok. Niewyrośnięty Zacheusz, znienawidzony szef lokalnych poborców, trzymający się kurczowo gałęzi sykomory i lustrujący z uwagą przechodniów… Wyglądał do tego stopnia pokracznie, że nawet ci, którzy – świadomi jego pozycji i wpływów – czuli przed nim respekt, nie mogli powstrzymać śmiechu. Co skłoniło bogacza z Jerycha, bezwstydnie wysługującego się rzymskiemu okupantowi i bezlitośnie łupiącego swych ziomków, do tej zaskakującej akrobacji? Nikt chyba nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Jedno było pewne. Długo będzie bohaterem pełnych kpin opowieści.
Rozglądał się niepewnie, czując na sobie ironiczne spojrzenia tłumu. Gdy nieporadnie wdrapywał się na drzewo, wiedział, że będą z niego kpili. Zrekompensują sobie choć trochę swoim szyderstwem krzywdy, które im wyrządził. Mimo to nie mógł się oprzeć ciekawości. Słyszał wiele o Jezusie. Wiedział, że ma tamtędy przechodzić. Tym razem postanowił za wszelką cenę zobaczyć Go na własne oczy. „Zacheuszu, zejdź! Pospiesz się, bo dziś muszę zatrzymać się w twoim domu.” – zaskoczony usłyszał nagle swoje imię. Zacheusz, Zakkai – czysty… Spojrzał w dół, napotykając uważny wzrok Jezusa.
Znał nie tylko jego imię. Znał także prawdę o jego życiu. Całą tę – głęboką jak depresja, w której leżało Jerycho – tajemnicę jego złodziejstw, zdrad, krzywd wyrządzonych ludziom. Był chyba jedynym w mieście człowiekiem, który nim nie pogardzał. Nie okazał w żaden sposób swej dezaprobaty. Nie wspomniał nawet słowem o jego nieprawościach. Nie wzywał do poprawy. Po prostu chciał przyjść do niego w gości. Chciał go odwiedzić. Jak przyjaciela…
Tam właśnie, między gałęziami sykomory, Boża miłość odnalazła celnika Zacheusza. Jego dom wypełnił się tego wieczoru radością, której nie były w stanie zmącić nawet pełne pretensji komentarze wszystkich „porządnych”, zgorszonych wizytą Jezusa. Dla celnika z Jerycha nie miało to jednak żadnego znaczenia. Wreszcie, po latach, ktoś przywrócił mu utraconą godność, obdarzył szacunkiem, okazał zaufanie. Wiedział już jak chce odpowiedzieć.
„Panie, oto połowę tego, co mam, daję biednym. A jeśli na kimś coś wymusiłem, oddaję poczwórnie.” Niezwykła hojność. Jednak to on czuł się najbardziej obdarowany. To, co niespodziewanie otrzymał, miało na zawsze odmienić jego życie. Celnik Zacheusz – pogubiony i zagubiony Syn Abrahama – został odnaleziony i zbawiony przez Boga.
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)