32 niedziela zwykła [komentarz do Ewangelii]

Zmartwychwstanie

Saduceusze. Kapłańscy arystokraci. Skądś musieli się dowiedzieć, że Jezus mówił o zmartwychwstaniu. Może usłyszeli jak zapewniał, że czyniący dobro otrzymają swą nagrodę „przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych”? Być może dowiedzieli się od któregoś z Jego uczniów, że idąc do Jerozolimy zapowiadał swoją śmierć, dodając, że „trzeciego dnia zmartwychwstanie”? Czemu On powtarza wciąż te dziwne opowieści, którym wiarę tak chętnie dają pobożni prostacy? – dziwili się. Ciekawi byli jak zareaguje na opowiedzianą Mu historię…

Lewirat

„Jeśli bracia mieszkają razem, a jeden z nich umrze i nie pozostawi syna, to żona zmarłego brata nie może wyjść za mąż za kogoś spoza rodziny, lecz jej szwagier ma przyjść do niej, wziąć ją za żonę i w ten sposób wypełnić wobec niej obowiązek szwagra. Pierworodny syn, którego ona urodzi, przejmie imię zmarłego brata, aby jego imię nie zaginęło w Izraelu.” To na ten nakaz – obowiązek lewiratu – zapisany w Księdze Powtórzonego Prawa, powołują się saduceusze, wymyślając absurdalną historyjkę, mającą wykpić prawdę o zmartwychwstaniu umarłych. Posługują się w swoim rozumowaniu logiką wybiórczej akceptacji prawd wiary: przyjmują to, co wydaje im się prawdopodobne, bądź jest dla nich wygodne; odrzucają wszystko, co nie jest do końca zrozumiałe, czy też niesie wymagania, którym nie mają ochoty się podporządkować. Te kryteria przekreślają w rzeczywistości fundament wiary. Jest nim bowiem uznanie za wiarygodne usłyszanego Słowa, ze wszystkim co ono niesie. Wiara – tak, jak rozumie ją Biblia – rodzi się ze słuchania. Głoszona przez Jezusa prawda o zmartwychwstaniu – choć obecna już w pewien sposób w religijnej tradycji Izraela – była dla saduceuszów nie do przyjęcia. Byli przekonani, że wiedzą lepiej…

Życie nowe, życie inne

Próbując zrozumieć sceptycyzm antagonistów Jezusa trzeba przyznać, że w jednym zapewne mieli rację: zapowiadane przez Niego zmartwychwstanie rzeczywiście było niewyobrażalne. Próba poszukiwania analogii, mających w materialny, bardziej empiryczny sposób ukazać tę tajemnicę, nieuchronnie kończy się fiaskiem. Trudność tę widzimy wyraźnie obserwując wydarzenia, które miały miejsce po zmartwychwstaniu Jezusa. Spotkania z Nim, takim, jakim się ukazywał, były szokiem nawet dla najbliższych uczniów. Sam fakt powrotu zmarłego do krainy żywych mogliby zapewne zaakceptować, byli przecież, towarzysząc Jezusowi, świadkami wskrzeszeń, których dokonał. Jezus jednak objawiał im, że nie żyje swoim „starym” życiem. Nie jest jak Łazarz, którego wyprowadził z grobu, jak ów młody chłopak, wskrzeszony przez Niego przy bramie miasta Nain, czy obudzona ze snu śmierci córeczka Jaira. On, zza granicy śmierci, przyniósł w sobie życie nowe, inne, przekraczające kryteria tego świata, choć – paradoksalnie – w nim się objawiające. Co więcej, życie, które przynosi Zmartwychwstały, ma – zgodnie z Jego obietnicą – stać się udziałem tych, którzy w Niego wierzą. Czy można to sobie wyobrazić?

Bóg żyjących

To właśnie tę prawdę – z oczywistych względów przedstawianą jeszcze w zawoalowany sposób – próbuje Jezus przekazać swoim słuchaczom. Jego zapowiedź ostatecznie wypełni się w nowości, jaką ukaże dzień ostatni, Dzień Pana. W zmartwychwstaniu, które przyniesie, objawi się pełnia prawdy o nas. I życie, w całej jego obfitości, będące darem Zmartwychwstałego Pana. „Bo Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją.” Czyż nie jest  to fascynująca perspektywa?

ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)