33 niedziela zwykła [komentarz do Ewangelii]

Świątynia

To brzmiało w ich uszach jak bluźnierstwo. „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony.” Patrzyli na wznoszący się przed nimi monumentalny gmach świątyni Boga. Słowa Jezusa prowokowały. Czy możemy się temu dziwić? Wyobraźmy sobie kogoś, kto, patrząc na mury jasnogórskiego klasztoru, powiedziałby takie słowa. „Nie zostanie z tego kamień na kamieniu…” Oburzenie i protest byłyby naszą oczywistą reakcją. Świątynia w Jerozolimie była – jeśli by szukać takiej analogii – czymś więcej, niż najbardziej nawet cenne chrześcijańskie kościoły. Była jedyna. Stanowiła „mieszkanie” samego Boga, który przebywał pośród swego ludu. Mieszkała w niej Szechina, święta Obecność Najwyższego. Nie było na świecie miejsca, które byłoby bardziej święte.

Kamienie

Podziwiali szlachetne kamienie i drogocenne dary, którymi przyozdobiona była świątynia. Trwały jeszcze ostatnie prace wykończeniowe. Ta, wznoszona przez dziesięciolecia na miejscu poprzednich świątyń, zainicjowana przez Heroda Wielkiego budowla, była jednym z cudów starożytnego świata. Zapowiedź jej doszczętnego zburzenia musiała szokować. Kiedy ewangelista Łukasz – zapewne pół wieku później – spisywał w swym dziele słowa Jezusa, Jego proroctwo już się spełniło. W roku 70 wkroczył do Jerozolimy XII Legion rzymski pod wodzą Tytusa Flawiusza. Kompletnie zrujnował i spalił miasto, biorąc w ten sposób odwet za wzniecone kilka lat wcześniej żydowskie powstanie przeciw Rzymowi. Z monumentalnej świątyni Heroda Wielkiego nie został – aż po dziś dzień – nawet „kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”.

Proroctwo

Słowa Jezusa były jednak proroctwem dotyczącym czegoś więcej. Dramatyczne wydarzenia, które zapowiedział, interpretowane jako swoisty „koniec świata”, zwiastowały schyłek czasów; były zapowiedzią kończącego się naszego eonu. Wszystko miało ulec nieodwracalnej zmianie. Ostateczne zwycięstwo dobra, które miał przynieść nowy czas, nadchodzący „eschaton”, musiało jednak poprzedzić odrzucenie i prześladowanie uczniów. Słowa Pana, przywoływane przez doświadczających okrutnych prześladowań chrześcijan, niosły pokrzepienie. Umacniały wiarę w to, że to sam Pan prowadzi ich przez dramatyczną historię. „Wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was zabiją. Ale włos z głowy waszej nie zginie. Dzięki swej wytrwałości zyskacie wasze życie.” Brzmi to, przyznajmy, paradoksalnie. „Niektórych z was zabiją”, ale „zyskacie wasze życie”. Gdy Jezus mówi te słowa, jest już w Jerozolimie. Jego droga dobiegła kresu. Za kilka dni doświadczy na sobie wypełnienia słów swego proroctwa. Będzie wydany, odrzucony i zabity. Jego śmierć otworzy jednak nową perspektywę życia. Zmartwychwstały Pan „zyska swe życie”, by dzielić się nim z innymi. Śmierć na zawsze utraci swój oręż. Świątynia Boga na nowo zostanie wzniesiona.

ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)