Opisując działalność Pana Jezusa ewangelista Mateusz zauważa: „Obchodził
Jezus wszystkie miasta i wsie, nauczając w synagogach, głosząc dobrą nowinę o
królestwie i uzdrawiając każdą chorobę i każdą niemoc”. Pragnieniu dotarcia do
wszystkich, którzy „poginęli z domu Izraela” i są porzuceni „jak owce, które nie
mają pasterza”, towarzyszy uczucie, które ewangelia wyraża greckim
czasownikiem „splanchnidzomai”. Pochodzi on od rzeczownika „splanchna”,
który oznacza „wnętrzności”, „serce”, ale także „serdeczność”, „czułość”,
„miłość”, „litość”. Właśnie takie uczucia towarzyszą Jezusowi zawsze, gdy
spotyka ubogich, chorych, bezradnych, dotkniętych cierpieniem. Tak jest, gdy
rozmnaża chleb, karmiąc tysiące głodnych na pustkowiu i gdy uzdrawia
niewidomych pod Jerychem. Kiedy oczyszcza trędowatego i gdy wskrzesza
zmarłego chłopca, przywracając go jego matce-wdowie.
„Zmiłowanie” i „litość”, o których tak często mówi ewangelia to – tłumacząc
dosłownie – „poruszenie wnętrzności”. Jezus niejednokrotnie ukazany jest jako
poruszony „aż do trzewi” – jak można wyrazić to mocno w języku polskim. Owo
greckie „splanchna”, wyrażające właśnie to uczucie, jest odpowiednikiem
hebrajskiego „rechem”, oznaczającego wnętrzności, a ściślej – łono kobiety, w
którym rozwija się nowe życie. Stąd już blisko do pojęcia, które jest jednym z
najważniejszych biblijnych określeń Boga: „rachamim” – „miłosierdzie”.
Objawiający się człowiekowi Bóg jest „El rachum” – Bogiem miłosiernym.
Ukochany przez Niego człowiek rozwija się „w łonie Boga”, ogarnięty Jego
miłosierdziem.
Takiego właśnie Boga, troskliwego i miłosiernego Ojca, uobecnia Jezus litując
się nad ludźmi. To uczucie towarzyszy Mu także wtedy, gdy po imieniu
powołuje, a potem rozsyła apostołów z misją głoszenia królestwa Bożego. Daje
im moc uzdrawiania, by – podobnie jak On – mogli „wyrzucać złe duchy” i
„uzdrawiać każdą chorobę i każdą niemoc”.
Wysłanie apostołów dokonuje się w kontekście słów Pana Jezusa o „żniwie
wielkim”, na którym wciąż niewielu jest pracowników. To właśnie tu tkwią
korzenie dzisiejszej misji Kościoła. I sensu kapłańskiej służby. Czyż nie jest nim
bowiem – przede wszystkim – uobecnianie w świecie miłosiernej czułości Boga?
„Świat pełen jest kapłanów, ale na żniwie Pana bardzo rzadko widać robotnika.
Urząd bowiem kapłański przyjęliśmy, ale zadania, które do niego należą, nie
wypełniamy” – pouczał w VI wieku biskupów i kapłanów papież Grzegorz
Wielki. Dziś powtórzyłby zapewne te słowa.
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)