„Kiedy schodzili z góry, nakazał im, aby nikomu nie opowiadali o tym, co widzieli, dopóki Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to więc w tajemnicy, tylko zastanawiali się między sobą, co znaczy powstać z martwych.”
Te dwa zdania, kończące ewangeliczny opis przemienienia Jezusa, dobrze ilustrują konsternację uczniów. Przed chwilą, na górze, na którą zaprowadził ich Mistrz, byli świadkami wydarzenia, którego nie mogli pojąć. Ewangelista Marek, spisujący wspomnienia Piotra (naocznego świadka), zapisał: „Tam przemienił się w ich obecności. Jego ubranie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi nie potrafi wybielić.” Widać pewną nieporadność opisu. Ludzkie słowa są bezradne w konfrontacji z tajemnicą, której byli świadkami. Tam na górze bowiem, Jezus niespodziewanie pozwolił Piotrowi, Jakubowi i Janowi ujrzeć blask swojego bóstwa. Dlaczego to uczynił?
Nie mogli jeszcze dojść do siebie po tym, co wydarzyło się sześć dni wcześniej (jak bardzo musiało im to utkwić w pamięci, skoro w Ewangelii znajdujemy wzmiankę: „a po sześciu dniach Jezus zabrał Piotra, Jakuba i Jana…”). To wtedy właśnie, po poruszającym wyznaniu Piotra („Ty jesteś Chrystusem”), Jezus zaczął uczniom oznajmiać, co Go czeka. Mówił o swym cierpieniu, o odrzuceniu przez starszych i kapłanów i o zbliżającej się śmierci. Zapowiadał też – to w ich uszach brzmiało szokująco – swoje, po trzech dniach, zmartwychwstanie. Wszyscy doskonale rozumieli Piotra, który wtedy gwałtownie zaczął upominać Jezusa, protestując przeciwko takiej wizji przyszłości. Nie rozumiał zupełnie zamiarów Pana, stając się przeciwnikiem („szatanem”) Bożych planów.
Gdy schodzili z góry, Jezus znów mówił im o swym zmartwychwstaniu, przykazując zarazem, by nie rozpowiadali nikomu o tym, co dane im było przed chwilą zobaczyć. Niedługo potem, już wobec wszystkich, znów będzie zapowiadał im swoje odejście. Nie zrozumieją jednak tego, co im powie. Ale będą bali się Go o to zapytać.
Kontekst, w jakim dokonuje się przemienienie, ukazuje wyraźnie cel Jezusa. Pan pozwala w niezwykły sposób „dotknąć” trzem wybranym uczniom swego bóstwa, aby trwające w nich wspomnienie tego wydarzenia było umocnieniem w nadchodzącej godzinie krzyża. Wiszący na krzyżu cierpiący skazaniec w niczym nie będzie przypominał promieniejącej boskim blaskiem postaci z góry przemienienia. Jedynie wiarą można w Nim będzie wtedy dostrzec Tego, który prawdziwie jest – jak wyznał Piotr – „Chrystusem, Synem żyjącego Boga”. Druga wielkopostna niedziela przywołuje scenę przemienienia, zachęcając nas do zaufania i wytrwałości. Zmierzamy przecież w stronę Paschy, aby spotkać Zmartwychwstałego.
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)