Dla wielu – zapewne również dla uczniów towarzyszących Jezusowi – była to Jego spektakularna porażka. Tym boleśniejsza, że doznana wśród swoich, w rodzinnej miejscowości. „W Jego ojczyźnie” – jak mówi Ewangelia. Tam, gdzie człowiek zawsze powinien móc liczyć na życzliwość i wyrozumiałość. Otoczony bliskimi, „swoimi”. Jak w rodzinie. Co właściwie wydarzyło się w Nazarecie tamtego dnia?
W szabat, jak co tydzień, Jezus poszedł do synagogi. Tam czytał Pismo święte i wyjaśniał je, nauczając. Ewangelia Marka nie przytacza Jego słów. Łukasz w swojej relacji dodaje, że Jezus czytał fragment Izajaszowego proroctwa, obwieszczając właśnie jego wypełnienie. Po raz pierwszy był tu więc w nowej roli. To była swoista „prymicja” Jezusa w rodzinnej synagodze – tej samej, którą odwiedzał od dziecka. Nastrój słuchaczy – początkowo życzliwie Mu się przysłuchujących – zmienił się w pewnym momencie diametralnie. Poczuli się urażeni i zgorszeni. Ewangelia, ukazując ich postawę, używa czasownika „skandalidzomai”, który oznacza potknięcie się o przeszkodę, wpadnięcie w pułapkę („skandalon”). Zgromadzeni w nazaretańskiej synagodze, słuchając Jezusa, „potknęli się” o własne o Nim wyobrażenia. Wpadli w pułapkę swoich subiektywnych opinii. Zgorszyli się „zwykłością” przychodzącego Mesjasza. Odrzucili Jego orędzie.
Komentując to, co się wydarzyło, Jezus przywołuje znane już wtedy powiedzenie o „proroku lekceważonym w swojej ojczyźnie”. To w jakiś sposób wyjaśnia zaistniałą sytuację. W swoim rodzinnym mieście Jezus, po raz pierwszy, przemawia jako prorok. W biblijnym sensie prorok to ten, który nie tyle przepowiada przyszłość, ile głosi Bożą prawdę, obwieszcza wolę Boga. Niewątpliwie to właśnie był jeden z powodów odrzucenia Jezusa. „Jak ten chłopak z sąsiedztwa, znany nam od dziecka, jeden z nas, może tak zadzierać nosa? Za kogo się uważa? Jak śmie nas pouczać?” – myśleli zapewne zebrani. „Czy to nie cieśla, syn Mariam? Czy Jego krewni nie mieszkają u nas?” – komentowali. Paradoksem jest, że kontestujący Jezusa uznają zarazem Jego moc. Nie mogą zaprzeczyć faktom, o których słyszeli. Zaskoczeni są też Jego mądrością. Nie chcą jednak przyjąć prawdy o Nim. Wiedzą lepiej. Mają swoje zdanie o sąsiedzie. Najlepiej zrobi, jeśli wróci do domu i znów będzie ciosał drewno i obrabiał kamienie. I niech wszystko zostanie po staremu.
Jest w tej ewangelicznej scenie jakaś ponadczasowa przestroga. Przed odrzucaniem prawdy – nawet tej pochodzącej od Boga – jeśli nie mieści się w naszych przekonaniach. Przed niechęcią w przyjmowaniu słów Jezusa, jeśli wymagają wysiłku osobistego nawrócenia i uznania swych błędów. Przed lękiem wobec wszystkiego, co jest nowością płynącą z Ewangelii, wymagającą przełamania starych skostniałych schematów… Czy nie z tym właśnie musimy dziś zmierzyć się w naszym Kościele?
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)