„Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza cezara. Gdy Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei, brat jego Filip tetrarchą Iturei i Trachonitydy, Lizaniasz tetrarchą Abileny; za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza…” Trudno odmówić ewangeliście Łukaszowi, autorowi tego wstępu, precyzji w prezentacji historycznego i geograficznego kontekstu zbawczych wydarzeń, które zamierzał przedstawić. W pierwszych wersetach swego dzieła zaznaczył, że chce „zbadać dokładnie wszystko od początku i po kolei opisać”. Przyznajmy, czyni to z niezwykłą starannością.
Gdy w Łukaszowej opowieści kończy się „ewangelia dzieciństwa” (jej ostatnim epizodem jest odnalezienie dwunastoletniego Jezusa w świątyni), autor przechodzi do opisu zbawczych wydarzeń, dziejących się blisko dwadzieścia lat później. Ktoś mógłby zapytać: w jakim celu ewangelista przywołuje w tym miejscu postaci politycznych i religijnych władców ówczesnego świata? Tyberiusz cezar, pasierb cesarza Augusta, rządzący wtedy już piętnaście lat rzymskim imperium; prokurator Judei Poncjusz Piłat, który do 36 roku reprezentował rzymską władzę w podbitej prowincji (gdyby nie Ewangelia, nikt by pewnie dziś nie pamiętał jego imienia); Herod Antypas, marionetkowy władca z nadania Rzymu, rządzący Galileą i Pereą; jego przyrodni brat Herod Filip, ustanowiony władcą ziem na północny wschód od Jeziora Galilejskiego (to jego dziełem jest znana z ewangelii Cezarea „Filipowa”); Lizaniasz, tetrarcha Abileny na północny zachód od Damaszku… Do tego autorytety religijne żydowskiego świata – najwyżsi kapłani: wciąż wpływowy Annasz (pozbawiony swej funkcji piętnaście lat wcześniej przez rzymskiego namiestnika) i jego zięć Kajfasz, którego kilka lat później „zdetronizuje” (w tym samym zresztą czasie co Poncjusza Piłata) robiący „porządki” na Wschodzie rzymski prokonsul Lucjusz Witeliusz.
Przywołane w Ewangelii postaci są – tak jak Piłat wymieniany w chrześcijańskim „Credo” – świadkami historyczności opisywanych wydarzeń. Ich obecność w świętych tekstach przypomina: tak, to wydarzyło się wtedy naprawdę. To nie mityczna opowieść, pozbawiona realnego związku z ludzką historią. Syn Boży stał się człowiekiem w konkretnym momencie historii tego świata, w tym, a nie innym miejscu geograficznym, w konkretnym narodzie i w takich politycznych realiach. To właśnie wtedy „zostało skierowane Słowo Boże do Jana, syna Zachariasza, na pustyni”. To wtedy rozległ się „głos wołającego na pustyni”, zwiastujący przychodzące Słowo. Aby „wszyscy ludzie ujrzeli zbawienie Boże”.
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)