4. niedziela adwentu [komentarz do Ewangelii]

Przywoływane w Adwencie sceny z początku Łukaszowej ewangelii otwierają się przed nami niczym biblijny tryptyk. Są ze sobą ściśle powiązane, ukazując konsekwencję i styl działania Miriam z Nazaretu. Styl – przyznajmy – dość niekonwencjonalny jak na panujące wówczas zwyczaje. Widzimy młodziutką dziewczynę, która – poznając Boży plan, mający radykalnie odmienić jej życie – podejmuje dojrzałe i samodzielne decyzje. Może zaskakiwać, że stając wobec tak niezwykłych wyzwań, nie radzi się swego nowopoślubionego męża, nie rozmawia o tym z własnym ojcem, nie biegnie do  rabina z nazaretańskiej synagogi, który z pewnością mógłby pomóc jej zrozumieć Boże zamysły. W tradycyjnie patriarchalnym społeczeństwie, w którym podległość kobiety wobec mężczyzny była czymś naturalnym, gdzie to mężczyzna podejmował decyzję dotyczące małżeństwa i rodziny – Ona, galilejska nastolatka, staje sama twarzą w twarz z Bogiem. Jest Jego partnerką w dialogu. Jemu zadaje pytania i wobec Niego podejmuje istotne życiowe decyzje.

Nie mniej zaskakujący jest ciąg dalszy tej historii. Wkrótce potem – pisze Łukasz – „Miriam wyruszyła z pośpiechem przez góry do pewnego miasta Judy”. Idzie tam niosąc pomoc dwojgu starszych ludzi, jej krewnych, mających wkrótce doświadczyć niespodziewanego i spóźnionego rodzicielstwa. Ich syn, Johanan, który wkrótce się narodzi, będzie obdarzony szczególną misją w tej komponowanej przez Boga historii. Zanim się to jednak stanie, jego młodziutka ciotka, przyłączając się zapewne do jakiejś karawany, wyrusza w liczącą ponad sto kilometrów drogę, by pomóc starej krewnej w trudzie ostatnich miesięcy ciąży. Oprócz niezależności i determinacji w działaniu Maryi, możemy jeszcze dostrzec w tej historii coś niezwykłego. W tym szczególnym spotkaniu Maryja i Elżbieta stają się prorokiniami. Słychać to już w słowach powitania, gdy Elżbieta napełniona Duchem Świętym wykrzykuje z entuzjazmem wyznanie o „Matce Pana”, która do niej przychodzi. „Matka mojego Pana”. Czy może być piękniejszy tytuł maryjny? Proroctwem jest też pieśń wielbiąca Boga, jaką wyśpiewuje Miriam, odpowiadając na wielkie dzieła Boże.

W scenie Nawiedzenia patrzymy na dwie kobiety, w których życiu objawia się Bóg, zapraszając je do udziału w dziejącej się historii zbawienia. I one na to wezwanie odpowiadają. Jeśli słychać w tej scenie jakiś męski głos – to tylko bezdźwięczną „mowę” Jana, który jako sześciomiesięczny płód podskakuje z radości w brzuchu swej matki, witając w ten sposób przychodzącego doń (w embrionalnej wówczas fazie swego życia) Zbawiciela. Swoją drogą, trudno chyba o bardziej przekonujący biblijny dowód na godność i wartość życia nienarodzonego jeszcze człowieka. On także może stać się prorokiem objawiającym Boże zbawienie.

ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)