4. niedziela Wielkiego Postu [komentarz do Ewangelii]

To przypowieść o miłości Boga. Miłości miłosiernej, bezinteresownej, przebaczającej. Miłości, którą człowiek wzgardził.

„Ojcze, daj mi część majątku, która dla mnie przypada…”
Kiedy ktoś domaga się spadku, traktuje ojca jak umarłego. Prośba młodszego syna zaskakuje. Otrzymuje jednak swoją część pieniędzy bez słowa protestu. Biorąc swoją część spadku wyrusza w świat, by zacząć nowe życie. By czuć się prawdziwie wolnym. Gdy wszystko bezmyślnie roztrwoni i pasąc świnie, upodlony i głodny sięgnie dna, zatęskni za domem ojca. A może raczej za chlebem, którym mógłby się tam nasycić. Wracając, ułoży sobie mowę przebłagalną. Będzie prosić ojca, by dał mu pracę w gospodarstwie, ratując przed głodem i biedą. By pozwolił mu być jednym z najemników. Może da się przebłagać…

„Gdy był jeszcze daleko, ujrzał go ojciec…”
Jak można zobaczyć kogoś, kto jest „jeszcze daleko? Z pewnością nie z perspektywy domu. Trzeba wychodzić na drogę. Spoglądać na horyzont. Czekać, tęskniąc. Zanim dostrzeże się wzrokiem, widzieć sercem. Tak właśnie patrzy Bóg. Ojciec z przypowieści wybiega synowi na spotkanie, jakby chciał skrócić dystans, który ich dzieli. Rzuca mu się na szyję, przytula i całuje. Spontanicznie przerywa nieporadną „spowiedź” syna. Za chwilę bosy, obdarty wędrowiec otrzyma najlepszą szatę, założy sandały (tylko niewolnik chodzi boso!) i włoży pierścień syna-dziedzica. W jednej chwili otrzyma to, co lekkomyślnie stracił. A nawet więcej. Zrozumie jak jest kochany i drogi w oczach ojca. Wkrótce zacznie się uroczysta uczta na jego cześć.

Jest jeszcze trzeci bohater tej historii. Starszy brat marnotrawnego. Zgorszony postępowaniem ojca, nie chce cieszyć się z powrotu brata. Zostaje na zewnątrz, nie zamierzając wejść do domu. Pod maską sprawiedliwości i deklarowanego szacunku dla ojcowskiej woli ukrywa zawiść i zgorzknienie. Ze złością miota oskarżenia. „Tyle lat ci służę i nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu” – wypomina ojcu. Czyżby miłość ojca i swoje miejsce w rodzinnym domu sprowadzał jedynie do służby i nakazów, które musi wypełniać? „Wrócił ten syn twój, który przejadł twoje mienie z prostytutkami” – oskarża brata, przypisując mu najgorsze zachowania (projekcja własnych tłumionych pragnień?). Inaczej, niż marnotrawny brat, nie zwraca się do ojca: „ojcze”. O powracającym bracie powie: „ten syn twój”, odcinając się od braterskiej więzi. Okazane mu miłosierdzie uważa za skandal. Pointa przypowieści ukazuje pewien paradoks. Oto zbuntowany, marnotrawny syn, „był martwy i ożył, zaginął i odnalazł się”. Starszy zaś jego brat, „porządny i prawy”, ostatecznie okazał się duchowo umarły i zagubiony… Czy pozwoli się odnaleźć miłosierdziu ojca?

ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)