„Misericordia et misera” – tak zatytułował tę historię św. Augustyn. „Dwoje
pozostało – napisał – nieszczęśliwa i Miłosierdzie”.
Tajemnicza jest historia ewangelicznej perykopy o spotkaniu Jezusa z kobietą
przyłapaną na cudzołóstwie. Nie ma jej w większości najstarszych greckich
rękopisów Ewangelii św. Jana. W niektórych pojawia się w innym miejscu. Co
ciekawe, można ją też znaleźć w niektórych rękopisach Ewangelii Łukasza.
Rzeczywiście, jej język bardziej przystaje do umieszczonych w Łukaszowym
tekście przypowieści, ukazujących miłosierdzie i Boże przebaczenie. Być może –
jak sugerują niektórzy – przesłanie tej historii było tak gorszące, skandaliczne
wręcz, że zdecydowano się o niej „zapomnieć” na długi czas… Wszak
cudzołóstwo uznawane było za jeden z najcięższych grzechów, związanych z
długą, nieraz dożywotnią pokutą. Tak „łatwe” odpuszczenie tego grzechu przez
Jezusa, bez warunków wstępnych, bez odbycia pokuty, nawet bez wyrażenia
żalu przez winowajczynię, mogło rzeczywiście bulwersować.
Uczeni w Piśmie i faryzeusze, którzy przywlekli do Jezusa cudzołożnicę,
zastawiają na Niego pułapkę. Wina kobiety wydaje się niekwestionowana. Zapis
w Prawie Mojżesza o karaniu cudzołożników – również. Pytanie: „A Ty co
powiesz?” ma na celu osaczenie Jezusa, by osądził niezgodnie z Prawem. A
wtedy będzie można Go oskarżyć i odpowiednio ukarać. Los stojącej przed nimi
kobiety nie ma dla nich żadnego znaczenia.
Dramatyzm tej sytuacji (i okrucieństwo postępowania sądzących) podkreślają
zastosowane tu normy prawne i sposób ich interpretacji. Uważna lektura
przepisów Tory, mówiących o karach za cudzołóstwo (Księga Kapłańska, Księga
Powtórzonego Prawa), jak i rabinicznych komentarzy na ten temat pokazuje, że
złamano przepisy Prawa, obciążając winą wyłącznie kobietę. Nie oskarżono
wraz z nią mężczyzny, który był tak samo winny i powinien ponieść tę sama
karę. Cudzołóstwo karano śmiercią. Oskarżyciele zwracają się do Jezusa: „W
Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamieniować”. Właśnie ten przywołany tu
sposób przeprowadzenia egzekucji odsłania pewną tajemnicę sądzonej kobiety.
Była ona – co można wyczytać z prawnych przepisów – „dziewicą zaślubioną
mężowi”. Mowa więc o młodziutkiej (trzynaście, może piętnaście lat!)
dziewczynie, która sprzeniewierzyła się wierności małżeńskiej w pierwszym
etapie związku, gdy zaślubieni już sobie „narzeczeni” nie mieszkali jeszcze
razem, przygotowując się do rozpoczęcia wspólnego życia. To ją właśnie (i tylko
ją) przyprowadzono do Jezusa, chcąc wykonać wyrok.
„Jezus schyliwszy się pisał palcem po ziemi…” Gdy nadal natarczywie Go pytali,
wyprostował się na chwilę i powiedział: „Bezgrzeszny spośród was niech
pierwszy rzuci na nią kamień”. I znów, schylony, pisał coś na ziemi. Co pisał? Nie
wiemy. Ten gest jednak i słowa Jezusa sprawiły, że kamienie wypadły z rąk
oskarżycieli. Odeszli bez słowa, poczynając od starszych. „Ci, którzy ode Mnie
odstępują będą zapisani na ziemi, bo porzucili Pana – źródło żywej wody.” Czy
przypomniały im się te słowa Jeremiaszowego proroctwa? „Dwoje pozostało:
nieszczęśliwa i Miłosierdzie.” „I Ja cię nie potępiam” – usłyszała. Zaczerpnęła ze
źródła wody żywej…
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)