Łukasz, autor Ewangelii, której zakończenie słyszymy w liturgii dzisiejszej niedzieli, dwukrotnie opisał Wniebowstąpienie Pana Jezusa. Zarówno w Łukaszowej Ewangelii (na jej końcu), jak i w Dziejach Apostolskich (na samym początku), mowa jest o tajemniczym odejściu Jezusa, po pożegnaniu z uczniami. W dedykowanym „dostojnemu Teofilowi” dwuczęściowym dziele Łukasza, Wniebowstąpienie staje się „pomostem”, łączącym czas bezpośredniego przebywania uczniów z Jezusem z czasem powstającego właśnie Kościoła. I tylko w relacji Łukasza znajdujemy „detale” opisu Wniebowstąpienia. Marek stwierdza jedynie: „Pan Jezus wzięty został do nieba”. Mateusz w swojej Ewangelii opisuje pożegnanie Jezusa z uczniami i rozesłanie ich na cały świat z misją głoszenia Dobrej Nowiny i udzielania chrztu „wszystkim narodom”.
Łukasz natomiast, oprócz wzmianki o rozstaniu Jezusa z apostołami, zwraca uwagę na trzy motywy, istotne w kontekście przyszłości uczniów i rodzącej się wspólnoty. Jezus podkreśla rolę Pism (Słowa Bożego), które wypełniają się w Nim – Zmartwychwstałym – i zapowiadają konieczność głoszenia Ewangelii poganom. Misja ta stanie się jednak możliwa dopiero wtedy, gdy zesłana zostanie „obietnica Ojca” (Duch Święty), a uczniowie zostaną „przyobleczeni w moc z wysoka”. Wtedy opuszczą Jerozolimę, by wypełnić swoje posłannictwo. Trzecim motywem jest podkreślana w Ewangelii spontaniczna radość, przepełniająca uczniów, mimo iż rozstają się z Panem. Pożegnania rodzą smutek i tęsknotę. Ewangelia jednak ukazuje pełnych radości uczniów, wracających do świętego miasta, „wielbiących i błogosławiących Boga”. Wniebowstąpienie Jezusa niesie bowiem w sobie niezwykły paradoks. Jest rozstaniem, prowadzącym do pełniejszego i doskonalszego przebywania razem…
W poruszający sposób oddaje tę tajemnicę Roman Brandstaetter w swej genialnej powieści „Jezus z Nazarethu”.
„Stali, uporczywie wpatrując się w znikające Miejsce, gdzie przed chwilą stał… A Jezus powoli w nich się oddalał, wznosił się wysoko, wysoko, coraz wyżej, a to oddalanie się z Miejsca było równoczesnym pozostawaniem w Miejscu, a odchodzenie było powrotem, a chociaż był już daleko, był coraz bliżej, a im był dalej, tym był bliżej, a im bardziej stawał się niewidzialny, tym więcej był cielesny i obecny, i wreszcie, wreszcie poczuli, że mogą dotknąć Jego dłoni, Jego nóg, Jego ran bez obawy o śmiertelne porażenie. I tak oddalając się, wstępował we własne Istnienie, w Byt niewidzialny i nieskończony, którym jest On sam. Jeszcze raz spojrzeli na puste Miejsce, już o bardzo niewyraźnych zarysach Pana, jeszcze raz badawczym spojrzeniem ogarnęli całą przestrzeń, a gdy stwierdzili Jego całkowitą i niewątpliwą niewidzialność, powrócili do Jerozolimy i udali się do Świątyni Pańskiej, gdzie wraz z Miriam i pobożnymi niewiastami dziękowali Elohim i błogosławili Elohim, który wzbudził w Izraelu dla zbawienia świata Mesjasza, Pierworodnego spośród umarłych, Jezusa z Nazarethu.”
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)