20. niedziela zwykła [komentarz do czytań]

„Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa.” Ten fragment Księgi proroka Jeremiasza przywołuje dziś niedzielna liturgia. Tak przywódcy ludu domagali się od judzkiego króla wydania wyroku na niewygodnego proroka. Chwilę potem wrzucą Jeremiasza do wydrążonej w ziemi cysterny – pełnego błota zbiornika na wodę – by tam umarł. Co takiego mówił Jeremiasz, że w oczach elit swego narodu zasłużył na śmierć?

Żyjący sześć wieków przed czasami Chrystusa prorok został powołany przez Boga, gdy był młodym chłopcem. Odczuwał z tego powodu głęboki lęk. „Nie umiem przemawiać, jestem młody!” – próbował się bronić, bojąc się, że nie podoła zadaniu. „Nie mów: Jestem młody, gdyż pójdziesz do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił cokolwiek ci polecę. Oto kładę moje słowa w twoje usta  – zapewniał Bóg – jestem z tobą, by cię chronić”. Zanurzony w błocie cysterny Jeremiasz mógł wspominać usłyszane przed laty słowa. Tym razem rzeczywiście zostanie uratowany. Nie będzie to jednak koniec jego cierpienia.

Misja Jeremiasza była skrajnie niewdzięczna. Miał być prorokiem nieszczęść, ostrzegając królów, kapłanów, fałszywych proroków i lud przed zagładą kraju i świętego miasta, która nieuchronnie nadejdzie, jeśli się nie nawrócą. Odrzucony, wyszydzony, prześladowany, oskarżony o zdradę, wielokrotnie doświadczał bolesnej ceny prawdy, którą głosił w imieniu Boga. On, człowiek wrażliwy i pragnący pokoju, musiał swym słowem „wyrywać i obalać, niszczyć i burzyć”, walcząc przeciwko wszystkim. Był to jego osobisty dramat. Przeżywając głęboki kryzys, wątpiąc w sens swego życia, wołał z goryczą do Boga: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają. (…) Po co wyszedłem z łona matki? Czy żeby oglądać nędzę i utrapienie i dokonać dni moich wśród hańby?”

Misja Jeremiasza trwała ponad czterdzieści lat i skończyła się klęską. Widział upadek swojej ojczyzny, ograbienie Jerozolimy przez wojska babilońskie, zbrodnie, dokonane przez najeźdźców, zburzenie świątyni, koniec królestwa Judy. Potem znalazł się wśród swych rodaków, uprowadzonych do Babilonii. Umarł w bliżej nieznanych okolicznościach w Egipcie, dokąd udało mu się uciec, bądź – jak chce inna tradycja – wśród wygnańców w ziemi babilońskiej.

Jeremiasz w mrokach dramatycznych wydarzeń, które zapowiadał i których był świadkiem, umiał jednak dostrzec nadchodzącą epokę zbawienia. To on właśnie zapowiedział  Nowe Przymierze, oparte na odwiecznej miłości Boga i na prawdziwym poznaniu przez człowieka prawdy o Bogu. Jeremiasz przepowiedział przyjście Mesjasza, zapowiadając też – przez własne cierpienie „potulnego baranka, prowadzonego na zabicie” – Jego los. Niedzielna liturgia przypomina nam historię proroka Jeremiasza w kontekście dramatycznych słów Pana Jezusa o „ogniu, który przyszedł rzucić na ziemię” i rozłamach, które nastąpią z Jego powodu. Pokój, który światu przynosi Jezus, nie jest bowiem „świętym spokojem” wygody i obojętności, lecz owocem zbawienia, przychodzącego przez krzyż.

 

ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)