„Przekażcie sobie znak pokoju…” – te słowa słyszymy w każdej Mszy świętej. Jaki jest sens tego polecenia? I jakie jest znaczenie gestu, który potem wykonujemy?
„Po ukończeniu modlitw, dajemy sobie nawzajem pocałunek pokoju” – tak św. Justyn opisywał w Apologii z II w. obrzęd znaku pokoju. Był to więc pocałunek (liturgiczny pocałunek – wkomponowany w sprawowanie Eucharystii) i miał miejsce bezpośrednio po modlitwie powszechnej, a nie – jak jest to dzisiaj – tuż przed Komunią świętą. Sens tego gestu był oczywisty: do ołtarza Pańskiego można przystępować tylko będąc pojednanym, trwając w jedności z braćmi. Ale w starożytności chrześcijańskiej bywało też, że znak pokoju umieszczony był w miejscu, które znamy ze współczesnej liturgii. Św. Augustyn pisał: „Po Modlitwie Pańskiej i po słowach ‘Pokój wam’ chrześcijanie przekazują sobie święty pocałunek. Jest to znak pokoju. To, co wyrażają usta, winno stawać się we wnętrzu”. Znak pokoju przekazywany w tym miejscu jest wyrazem jedności, będącej owocem Ofiary Chrystusa już spełnionej, a mającej wyrazić się we wspólnocie przyjmowania Komunii świętej.
W posoborowej odnowie liturgii sięgnięto do tej właśnie tradycji. Dziś najczytelniejszą formą przekazania sobie znaku pokoju jest przyjazny gest wyciągniętej ręki. Życzliwy uśmiech też z pewnością nie zaszkodzi. Nie należy natomiast wypowiadać wspólnie żadnego wezwania (np. funkcjonującego jeszcze tu i ówdzie „Pokój nam wszystkim”). Nie jest też właściwe kiwanie się na wszystkie strony, co także czasem się zdarza. Bywa czasem, że w małych grupach i wspólnotach sprawujących liturgię wraca się do starożytnej tradycji pocałunku pokoju. Jeśli ktoś ma świadomość znaczenia tego gestu, na pewno się nie zgorszy. Czy zresztą nie byłoby czymś zupełnie naturalnym, gdyby np. małżonkowie tak właśnie zawsze przekazywali sobie znak pokoju, uczestnicząc razem we Mszy świętej?