Chyba żadne inne biblijne opowiadanie nie pobudzało tak wyobraźni, ale i nie niosło tak wielu pytań, skłaniających do badań i refleksji, jak opowiadanie o „magach ze Wschodu”. Gdy słyszymy ten fragment Mateuszowej Ewangelii w uroczystość Objawienia Pańskiego, warto mu się bliżej przyjrzeć, szukając najważniejszego przesłania, jakie niesie.
Jakie są realia opowiadania o magach? Nie wiemy ilu ich naprawdę było. Biblijny opis o tym milczy. Ewangelia nie wymienia też ich imion. Te – wymyślą dopiero średniowieczne przekazy. Nazwani są „magami ze wschodu”. Czasem mówi się o nich: „mędrcy”. Późniejsza tradycja zobaczy w nich królów. Kim mogli być w ewangelicznym opowiadaniu? Astrologami, wpatrującymi się w gwiazdy? Mędrcami z perskich, czy babilońskich dworów, szukającymi w zjawiskach przyrody odpowiedzi na nurtujące ich pytania? Uczniami Zaratustry? Niezależnie od tych pytań, widzimy w przekazie Ewangelii ludzi, będących autorytetami pogańskiego świata. Podejmują mozolną i długą podróż, by odnaleźć na zapadłej prowincji rzymskiego imperium, ubogą żydowską rodzinę i oddać królewski hołd nowonarodzonemu Dziecku. Dokonuje się to w gęstniejącej wokół atmosferze zbliżającego się niebezpieczeństwa. Historia ta bowiem, oprócz fascynacji, jaką widzimy w tajemniczych przybyszach, ukazuje również obsesyjną nienawiść, rodzącą się w sercu psychopatycznego despoty.
Opowieść o magach ze Wschodu ma charakter teologiczny. Nie jest reportażem, ani relacją naocznego świadka. Jeśli ktoś przywiązany jest bardziej do nawarstwiających się przez wieki narracyjnych detali, niż prostoty i prawdy ewangelicznego przekazu, może poczuć się rozczarowany. Może też nie dostrzec najważniejszego przesłania tego opisu.
W zaskakujących paradoksach tej historii objawia się, przez wszystkie czasy, tajemnica zbawczego planu Boga. Mają w nim swój udział także ci, przychodzący z dalekich dróg życia, szukający na swój sposób prawdy i sensu. To właśnie oni, dzięki swej wierze, spotkają objawiającego się Syna Bożego. Nie uda się to ani ówczesnym uczonym teologom, znającym nawet miejsce narodzenia Mesjasza, ani Herodowi, sparaliżowanemu irracjonalnym lękiem przed utratą swej władzy. Radość spotkania z Przychodzącym stanie się udziałem pokornych, szukających wytrwale i z nadzieją. Także dzisiaj.
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)