W wydarzeniach opisanych w Markowej Ewangelii widoczny jest swoisty paradoks. Patrzymy na Jezusa otoczonego przez tłum. O Rabbim z Nazaretu było już głośno. Lgnęli do Niego chorzy, cierpiący, przygnębieni. Krążyły przedziwne opowieści o cudach, których dokonał. Ze znakami, jakie czynił, wiązało się jednak Jego przesłanie, które rozbrzmiewało coraz wyraźniej. Być może z tego właśnie powodu nie wszyscy podzielali zachwyt tłumów.
Wielu pamiętało spektakularny egzorcyzm dokonany przez Jezusa w synagodze w Kafarnaum, gdy mocą swego słowa wypędził demona z opętanego nieszczęśnika. Opowiadali chętnie o teściowej Szymona rybaka, bliskiej już śmierci, którą Jezus uzdrowił, podnosząc ją za rękę. Uleczył też trędowatego, nie bojąc się dotknąć jego pokrytego strupami ciała. A gdy któregoś razu przywrócił siły paralitykowi (trudno zapomnieć pomysłowość kolegów, którzy zrobili dziurę w dachu, aby – mimo tłumu – położyć przed Jezusem nosze z chorym), odpuścił mu także grzechy, co musiało zgorszyć wielu pobożnych. „Tylko Bóg przecież może odpuszczać grzechy” – mówili potem.
Gdy Jezus uzdrowił w szabat człowieka z bezwładną ręką (a w szabat nie wolno przecież wykonywać żadnej pracy), gorliwi nie kryli oburzenia. Zresztą Jego stosunek do świętowania szabatu od dawna był dla wielu podejrzany. Kiedy ci, którzy z Nim chodzili, nie zważając na dzień święty łuskali kłosy, chcąc zaspokoić głód, nie tylko ich nie upomniał, ale jeszcze dyskutował z broniącymi religijnej tradycji!
Towarzystwo, którym się otoczył, również budziło mieszane uczucia. Grupa rybaków, którzy – porzucając swe zajęcie – zostawili dobytek i poszli za Nim. Lewi zwany Mattaj – poborca podatków, kolaborujący z rzymską władzą. Cała gromada celników i innych, prowadzących się równie niemoralnie, z którymi tak lubił przebywać. Traktował ich niczym krewnych, bliskich Mu jak „brat, siostra i matka” – jak mówił. Dla wielu było to zbyt gorszące.
Widzimy, że już na początku swej misji Jezus spotkał się z niezrozumieniem i odrzuceniem. Jego przesłanie zostało zanegowane przez religijne elity, skupiające pobożnych faryzeuszy i wpływowych nauczycieli Tory. To z ich strony wysunięte zostało wobec Jezusa najbardziej chyba absurdalne oskarżenie o konszachty z diabłem. W takim też kontekście słyszymy o bliskich Jezusa (dosłownie: „tych od Niego”), zapewne Jego krewnych, którzy chcieli Go powstrzymać, uważając, że odszedł od zmysłów! Czy to nie paradoksalne? Oskarżony o powiązania z diabłem – ze strony religijnych przywódców; uważany za szaleńca – przez swoich bliskich; wyrzucony z rodzinnego miasta – przez znajomych i sąsiadów. W zaskakujący sposób Syn Boży rozpoczął dzieło zbawienia świata…
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)