7. niedziela zwykła [komentarz do Ewangelii]

Jeśli dziś te słowa Jezusa budzą odruchowy sprzeciw, jak bardzo musiały bulwersować dwa tysiące lat temu? Problem w tym, że ukazują one najbardziej charakterystyczny rys duchowości chrześcijańskiej. Pozbawione go chrześcijaństwo traci swój niepowtarzalny „smak”, stając się po prostu tożsame z „byciem porządnym człowiekiem”. Tyle, że porządnych i dobrych ludzi jest również bardzo wielu poza chrześcijaństwem. I Ewangelia nie jest im wcale do tego potrzebna. Tu jednak chodzi o dużo więcej.

„Miłujcie wrogów waszych, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą. Błogosławcie tych, którzy was przeklinają i módlcie się za tych, którzy wam uwłaczają. Temu, kto cię uderzy w policzek, nadstaw i drugi…”. To słowa sprzeczne z powszechnie obowiązującą logiką. Według niej dobroć i życzliwość należy okazywać ludziom dobrym. Z wrogami zaś należy walczyć, by ich zniszczyć. W starożytnym (i nie tylko) świecie, będącym pod wpływem myśli greckiej, miłosierdzie i przebaczenie uznawane było za słabość. Miłosierdzie, jako „kłócące się z rozumem”, nazywano „chorobą duszy” (Seneka), a przebaczenie, czyli „darowanie zasłużonej kary”, uznawano za „sprzeczne z zasadą sprawiedliwości”. Jezus natomiast, wzorcem postępowania dla swoich uczniów, czyni postawę Boga: „Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest wasz Ojciec”. To wydaje się gorszące. Do tego Bóg – jak podkreśla Jezus – „jest łaskawy dla niewdzięcznych i złych”.

Czy nie doświadczamy bezradności i zniechęcenia wobec tych słów? Nie potrafimy przecież tak żyć. Niektórzy będą próbowali słowa Jezusa poddawać łagodzącej interpretacji, odbierając im ich wyrazistość i radykalizm. Wielu powie o wzniosłych ideach i ewangelicznej doskonałości, możliwej do osiągnięcia jedynie dla „dusz najdoskonalszych”. Pozostali będą „twardo stąpać po ziemi”, wiedząc, że „życie ma swoje prawa”. Czyżby Pan Jezus postawił nam po prostu poprzeczkę zbyt wysoko?

Jedno wydaje się pewne: nie jesteśmy w stanie tak kochać o własnych siłach. Tak żyć może jedynie ktoś, kto doświadczył wewnętrznej przemiany, której sprawcą jest Duch Święty. Biblia nazywa ten proces „powtórnym narodzeniem” (słowa Jezusa do Nikodema), „nowym stworzeniem”, czy „wskrzeszeniem z martwych razem z Chrystusem” (św. Paweł). Źródłem tej przemieniającej nas mocy jest łaska otrzymana na chrzcie – „narodzenie z wody i Ducha Świętego”. Czasem jednak łaska chrztu (udzielonego w dzieciństwie i niepotwierdzonego później dojrzałą wiarą) „leży” obok naszego życia – jeśli użyć ewangelicznej metafory – jak zaczyn obok ciasta. Bez „wymieszania” nie wzrasta, nie przemienia. Słowa Jezusa o miłości do wrogów, przebaczeniu i miłosierdziu są sprawdzianem naszej wiary. Tej, rodzącej się z wytrwałego słuchania Słowa Bożego. Nigdy nie zastąpi jej chrześcijaństwo „kulturowe”, ani religijne tradycje. Potrzeba pójścia do źródła…

 

ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)