To było trzecie spotkanie zmartwychwstałego Jezusa z uczniami. Tym razem w Galilei „nad Morzem Tyberiadzkim” – jak nazwano tu Jezioro Galilejskie. Poprzednim razem widzieli Go wieczorem w dniu zmartwychwstania, gdy przestraszeni siedzieli za zamkniętymi drzwiami Wieczernika. Potem, tydzień później, gdy Tomasz, widząc Jego rany, przezwyciężył swoje wątpliwości. Każde z tych spotkań otaczał nimb tajemnicy. Zmartwychwstały Jezus nigdy nie był rozpoznawany od razu. Nie poznali Go uczniowie, nawet gdy – jak ci dwaj idący do Emaus – długo rozmawiali z Nim w drodze. Ci w Wieczerniku, przerażeni, myśleli, że widzą ducha. Maria Magdalena przy pustym grobie sądziła, że jest ogrodnikiem, który zabrał ciało Jezusa. Zawsze potrzebny był jakiś impuls – znak, gest, słowo – który otwierał im oczy i dawał pewność poznania: gest łamania chleba, wspólny posiłek, wypowiedziane imię, ukazane rany. Podobnie było tamtego dnia nad jeziorem.
Wciąż nie mogli pojąć Jego zmartwychwstania. Nawet, jeśli przekonywali się o realności tego faktu, nie rozumieli co miałoby to dla nich znaczyć. Zmartwychwstanie Jezusa w niczym nie zmieniało ich życia. Byli w rozsypce… Widać to dobrze w tej ewangelicznej scenie. „Byli razem” – słyszymy. Ale zdekompletowani, bezradni. Tylko siedmiu z nich wymienia Ewangelia. Gdzie pozostałych czterech? „Idę łowić” – oznajmił Szymon Piotr, jakby nic się nie stało… Kiedy znużeni, po całej nocy bezowocnej pracy stanęli na brzegu, zobaczyli Jezusa. Nie rozpoznali Go jednak. Zapytał o coś do jedzenia. Nie mieli nic. Kazał im ponownie zarzucić sieci.
Wyciągali z wody sieci pełne ryb. Cud dokonywał się na ich oczach. Usłyszeli pełne ekscytacji wyznanie umiłowanego ucznia: „Pan jest!”. I zobaczyli jak Piotr rzucił się w wodę, by jak najszybciej dotrzeć do brzegu. Zjedli śniadanie, przygotowane dla nich przez Jezusa. I wreszcie mieli pewność, że to On. Że naprawdę jest z nimi.
To właśnie tam, na brzegu jeziora, po śniadaniu spożytym ze zmartwychwstałym Panem, Szymon rybak usłyszał pytanie: „Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?” Jezus nie pytał o buńczuczne zapewnienia, jakie jeszcze niedawno składał Mu pierwszy z uczniów. Nie wypominał trzykrotnego zaparcia się Mistrza. Nie karcił za zwątpienie i ucieczkę spod krzyża. Ten, który wiedział wszystko, pytał ucznia o miłość, powierzając mu tych, których ukochał, oddając z nich swe życie. „Paś owce moje” – usłyszał Szymon Piotr. Wiedział już, co jest najważniejsze.
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)