„Widzenie Izajasza, syna Amosa, dotyczące Judy i Jerozolimy:
Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni Pańskiej stać będzie mocno na
szczycie gór i wystrzeli ponad pagórki. Wszystkie narody do niej popłyną,
mnogie ludy pójdą i rzekną: «Chodźcie, wstąpmy na górę Pańską, do świątyni
Boga Jakuba! Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami. Bo
Prawo pochodzi z Syjonu i słowo Pańskie – z Jeruzalem». On będzie rozjemcą
pomiędzy ludami i sędzią dla licznych narodów. Wtedy swe miecze przekują na
lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie
miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny. Chodźcie, domu Jakuba,
postępujmy w światłości Pańskiej!” (Iz 2,1-5).
Kiedy piszę te słowa, patrzę właśnie na górę, o której 2700 lat temu myślał
prorok Izajasz. W pierwszą niedzielę Adwentu słyszymy w kościołach słowa
jego proroctwa: „Góra świątyni Pana wystrzeli ponad pagórki… Wszystkie
narody do niej popłyną, chodźcie, wstąpmy na górę Pana do świątyni Boga
Jakuba.” Syjon, wznoszący się jako znak pokoju między narodami. Symbol,
jednoczący wszystkich wokół Jedynego Boga. Miejsce pojednania, na zawsze
wolne od przemocy, gwałtu i wojny. Jakże porywająca wizja! Patrzę właśnie na
„górę świątyni Pana”. Nie ma tam jednak świątyni. I nie ma mnogich ludów,
które chcą wstąpić „na górę Pana, do świątyni Boga Jakuba”. Tak w ogóle, na
świątynną górę, można wejść najwyżej na kilka chwil, zaledwie dwa razy w
ciągu dnia. Wcześniej trzeba poddać się kontroli bezpieczeństwa, przejść przez
bramkę, pokazać bagaż. „Mnogie ludy”, nawet gdyby bardzo chciały, nie
mogłyby się tam dostać. Na górę, o której prorokował Izajasz, mogą dziś bez
problemu wejść tylko muzułmanie. W miejscu, gdzie wznosiła się świątynia
jerozolimska, od trzynastu stuleci znajduje się bowiem jeden z najsłynniejszych
muzułmańskich meczetów, niedostępny dla tych, którzy nie podzielają wiary w
Allaha i w jego proroka. Kilka lat temu, podczas mojego pobytu w Jerozolimie,
ze świątynnego wzgórza wybiegło trzech uzbrojonych mężczyzn. Zastrzelili
dwóch młodych izraelskich policjantów, strzegących wejścia na plac świątynny.
Sami również zginęli. „Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą
się więcej zaprawiać do wojny”… Czyżby wielki Izajasz dramatycznie się
pomylił?
Ileż nadziei związanych było z Syjonem, górą świątyni Pana… Była przecież
szczególnym miejscem Jego obecności, przybytkiem, mieszkaniem
Najwyższego. „Pan bowiem wybrał Syjon, tej siedziby zapragnął dla siebie: To
jest miejsce mego odpoczynku na wieki, tu będę mieszkał, bo tego pragnąłem
dla siebie.” (Ps 132). Paradoksalnie, dziś jest to jedno z najbardziej znanych w świecie miejsc, przypominających o dramatycznych podziałach politycznych,
etnicznych i religijnych, wobec których ludzie wydają się być bezradni. Nie
przekuto „mieczy na lemiesze, a włóczni na sierpy”. Nie nastał spodziewany
pokój. Gdzie więc szukać źródeł nadziei?
Przynoszący nam Izajaszowe proroctwo Adwent, kieruje nasze spojrzenie w tę
właśnie stronę. Ukazuje źródło nadziei w spotkaniu z przychodzącym Panem.
Tym, który przebywał na Syjonie. Tym, który stał się Emanuelem – Bogiem z
nami, zamieszkując wśród nas. I tym, który przyjdzie u kresu naszej historii, by
zainaugurować „nowe niebo i ziemię nową” i ukazać „miasto święte, Jeruzalem
nowe”. Czy wtedy spełni się ostatecznie wizja Izajasza? Zapewne tak. Jednak
patrząc z nadzieją w eschatologiczną przyszłość, nie możemy jako chrześcijanie
zapomnieć o wydarzeniu, które już stało się naszym udziałem. Spełniło się w
naszym życiu. „Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga
żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste
zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga,
który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do
Pośrednika Nowego Testamentu – Jezusa (…). Dlatego też otrzymując
niewzruszone królestwo, trwajmy w łasce, a przez nią służmy Bogu ze czcią i
bojaźnią!” (Hbr 12). A więc to już! Podeszliśmy do Syjonu. „Już stoją nasze stopy
w twoich bramach, Jeruzalem…” (Ps 122).
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)