Bez kategorii

ANDRZEJ PRZYBYCIŃSKI, muzyk oboista; ur. 14 lipca 1974 r. w Warszawie. Ukończył studia magisterskie w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie, w klasie profesora Stanisława Malikowskiego i asystenta Tytusa Wojnowicza (1998).
Kształcił się ponadto przez rok na studiach podyplomowych również u prof. Malikowskiego.
Uczestniczył także w kursach prowadzonych przez wybitnych europejskich wirtuozów oboju, takich jak: profesor Ingo Goritzki (Niemcy) i Adam Halicki (Szwajcaria).
Andrzej Przybyciński jest laureatem ogólnopolskich konkursów muzycznych: III nagrody w Olsztynie (1992) i II nagrody w Dusznikach (1993).
Artysta koncertuje jako solista (ma na swym koncie występy pod batutą czołowych polskich dyrygentów, m.in.: Jerzego Salwarowskiego, Andrzeja Straszyńskiego, Janusza Przybylskiego, Tadeusza Wicherka, Piotra Wajraka, Bernarda Chmielarza) i kameralista (z towarzyszeniem pianistek: Anny Hajduk i Aleksandry Dallali), wykonując utwory wszystkich epok. Ma również w repertuarze muzykę filmową.
Chętnie występuje na terenie kraju w muzeach, kościołach, ośrodkach kultury i salach filharmonii.
Andrzej Przybyciński jako solista współpracował m.in. z Teatrem Dramatycznym w Warszawie, w którym wykonywał muzykę do spektakli i dla którego dokonał nagrań.
Występował też często przed kamerami Warszawskiej Telewizji Kablowej Porion w programach popularyzujących muzykę poważną (1993-1994).
Od 1999 do 2006 roku był związany stałym angażem z Filharmonią Kaliską jako pierwszy oboista i rożkista.
Od 2006 do 2007 roku był pierwszym oboistą Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej w Olsztynie.
Ponadto współpracował jako pierwszy oboista:
– z Orkiestrą Kameralną „Warszawscy Wirtuozi” pod kierunkiem doc. Wojciecha Walaska,
– z Orkiestrą Warszawskiej Opery Kameralnej,
– z Wiosenną Orkiestrą Warszawskiej Jesieni pod kierunkiem Jerzego Maksymiuka/Jacka Kaspszyka,
– z Orkiestrą Kameralną Akademii Muzycznej w Warszawie oraz
– z Królewską Orkiestrą Symfoniczną Przy Pałacu w Wilanowie pod dyrekcją Janusza Przybylskiego.
Zaś jako rożkista współpracował z Orkiestrą Teatru Muzycznego „Roma” w Warszawie.
Współpracował też przy realizacji festiwalu „Warszawska Jesień” z Polską Orkiestrą Radiową w Warszawie.
W 2001 roku ukazała się promocyjna solowa płyta Andrzeja Przybycińskiego, na której gra muzykę różnych epok, zarówno na oboju jak i na rożku angielskim.
Płytę tę prezentował Program 2 Polskiego Radia, Radio Klasyka FM, Radio Dla Ciebie (RDC) oraz Radio Maryja.
W 2002 roku Andrzej Przybyciński otrzymał z rąk prezydenta miasta Kalisza,
pana Zbigniewa Włodarka, wyróżnienie za osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej oraz za upowszechnianie i ochronę dziedzictwa kulturowego.
W ostatnich latach artysta miał okazję współpracować jako solista z orkiestrą Concerto Avenna pod kierunkiem Andrzeja Mysińskiego. Od kilku lat współpracuje również z Narodowym Instytutem Fryderyka Chopina, występując w organizowanych przez instytut koncertach.
Andrzej Przybyciński chętnie występuje jako kameralista, grając w różnorodnych składach (duecie, triu, kwartecie, kwintecie) i współpracuje z wieloma muzykami, grającymi na różnych instrumentach.

GRZEGORZ KRÓLAK, muzyk klarnecista.
W latach 1985-1989 uczęszczał do Państwowej Szkoły Muzycznej I st. im. Oskara Kolberga w Warszawie (klasa skrzypiec i klarnetu).
Absolwent Państwowej Szkoły Muzycznej II st. im. Józefa Elsnera w Warszawie (1989-1995, klasa klarnetu).
Absolwent Akademii Bydgoskiej im. Kazimierza Wielkiego (1991-1996), którą ukończył z wynikiem bardzo dobrym.
Lekcje gry na klarnecie pobierał m.in. u prof. Mariusza Głębockiego – pierwszego klarnecisty Orkiestry Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie.
Uczestniczył w konkursach zespołów Kameralnych i w nagraniach.
W 1994 roku wystąpił jako solista w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego (S-1) w Warszawie, biorąc udział w koncercie kompozytorskim Sławomira Czarneckiego.

BERNARD ŁASECKI, muzyk fagocista ur. w 1992 roku w Szczecinie. Edukację muzyczną rozpoczął na gitarze klasycznej u mgr Jana Gottschlinga w Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej I st. w Szczecinie. Następnie w Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej II st. im. Feliksa Nowowiejskiego w Szczecinie podjął naukę gry na kontrabasie, aby po 2 latach zmienić specjalizację na fagot, pod kierunkiem mgr Lecha Olejnika.
Jako inspektor i pierwszy fagocista orkiestry szkolnej oraz Polsko-Niemieckiej Orkiestry Młodzieżowej „Pomerania”, koncertował w Polsce i Niemczech; w duecie fagotowym z rówieśnikiem Bartoszem Baranem propagował swój instrument na terenie miasta i województwa. Uczestniczył w konkursach, przesłuchaniach, warsztatach orkiestrowych i solowych. Swój talent kształcił na kursach u wybitnych fagocistów, takich jak: Dariusz Bator, Krzysztof Fiedukiewicz, Tomasz Gniatkowski, Krzysztof Kamiński, Tomasz Sosnowski, Tomasz Wesołowski.
Od 2011 roku jest studentem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie pod kierunkiem prof. Bogumiła Gadawskiego i ad. Artura Kasperka. Od tego czasu jest także koncertującym kontrafagocistą. Kształci się również w kierunku muzyki dawnej u st. wykł. Agaty Sapiechy.

Od 1968 r. Kościół katolicki wita kolejny rok 1 stycznia Światowym Dniem Pokoju. W 2017 r. będzie on już obchodzony po raz 50. i przebiegać będzie pod hasłem „Wyrzeczenie się przemocy: styl polityki na rzecz pokoju”. Pomysłodawcą Dnia był w 1967 r. Paweł VI.

 

Panie, Boże pokoju, któryś stworzył ludzi, przedmiot Twej łaskawości, aby byli współuczestnikami Twej chwały, błogosławimy Cię i składamy Ci dzięki.

Boś nam zesłał Jezusa, Twego ukochanego Syna,
uczyniłeś Go w tajemnicy paschalnej sprawcą wszystkiego zbawienia,
Źródłem wszystkiego pokoju, więzią wszelkiego braterstwa.

Składamy Ci dzięki za pragnienia, wysiłki i czyny,
które Twój Duch pokoju wzbudził w naszych czasach,
aby zastąpić nienawiść miłością, nieufność zrozumieniem, obojętność solidarnością.

Otwórz jeszcze bardziej nasze umysły i nasze serca
na konkretne potrzeby miłości wszystkich naszych braci,
abyśmy się stawali coraz bardziej budowniczymi pokoju.

Pomnij, Ojcze miłosierdzia, na wszystkich,
którzy się trudzą, cierpią i umierają
usiłując nadać światu charakter bardziej braterski.

Niechaj Twoje Królestwo sprawiedliwości, pokoju i miłości
ogarnie ludzi wszelkich ras i języków.
A ziemia niechaj napełnia się Twą chwałą.

Amen.

Podstawowe zaufanie

 

Współczesna psychologia rozwojowa zwraca uwagę na to, że człowiek konstytuuje swoje „ja”, formuje swoją tożsamość poprzez świadomość stałości przestrzeni, mowę, uwagę, pamięć, uczestnictwo i zdolność wkomponowywania w obraz siebie obrazów przekazywanych przez innych. Jak wykazał przede wszystkim E. Erikson, istotną rolę w tym procesie odgrywa podstawowe zaufanie (basic trust, Grundvertrauen).[1] Rozpoczyna się ono w związku niemowlęcia z matką i systematycznym potwierdzaniu wzajemnych relacji przez reakcje twarzy, znaki czułości i zaspokajanie potrzeb. Ciągłość tych doświadczeń pozwala dziecku na ukształtowanie zaufania do siebie i do innych. Ważną rolę odgrywają w tym również przez wrażenia przeciwne: bycie co pewien czas oddzielonym od matki, pozbawionym czegoś itp. Ta pierwotna orientacja na matkę musi zostać rozluźniona, aby zaufanie mogło przetrwać i stać się podstawą wszelkich późniejszych zarysów, szkiców tożsamości. Jeszcze później, „wychodząc” ze środowiska rodzinnego, młody człowiek musi wychodzić z odczuciem jakiegoś podstawowego zaufania, które w każdym środowisku pozwoli mu być sobą, kochać, mężnie stawiać czoła trudom życia. Musimy zatem ufać, jeśli chcemy zostać sobą. A zarazem przeczuwamy, że nasze zaufanie ma wyraźnie charakter „ekstatyczny”.[2] Czemu ostatecznie możemy zaufać wobec niesprawiedliwości świata, własnych słabości i zła? I czy w ogóle możemy ufać? Jest rzeczą charakterystyczną, że błędna odpowiedź na pierwsze pytanie przynosi negatywne konsekencje w postaci: infantylizmu i idolizmu, negatywna zaś na drugie – w postaci nihilizmu lub agresywizmu. Ku jakiemu „Naprzeciw” kieruje nas zatem podstawowe zaufanie?

 

Kultura

 

W odróżnieniu od zwierząt tylko człowiek ukształtował język zakorzeniony w rzeczach i sprawach, które widzimy, słyszymy i przeżywamy, ale poprzez typowo ludzką zdolność do abstrakcji i metaforyki przekraczający je nieskończenie. Jesteśmy bowiem jedynymi istotami, które oddziaływują na naturę w celu jej przekształcenia – tworzymy kulturę. Kultura jest dziedziną znacznie rozleglejszą od działalności artystycznej – stanowi ona sposób bytowania, życia właściwy tylko człowiekowi; to wszystko, przez co człowiek bardziej „jest”, przez co staje się bardziej sobą.[3] Człowiek bytuje zawsze w pewnej kulturze i na sposób tej kultury. Dlatego stwarza ona właściwą tylko ludziom więź tradycji i dialogu.[4] Trzeba więc myśleć i mówić o niej przede wszystkim w istotowym „związku z samym człowiekiem, a dopiero wtórnie i pośrednio w związku z całym światem jego wytworów”.[5] W tym właśnie duchu II Sobór Watykański mianem kultury określił „wszystko, czym człowiek doskonali i rozwija wielorakie uzdolnienia swego ducha i ciała; stara się drogą poznania i pracy poddać sam świat pod swoją władzę; czyni bardziej ludzkim życie społeczne zarówno w rodzinie, jak i w całej społeczności państwowej przez postęp obyczajów i instytucji; wreszcie w dziełach swoich w ciągu wieków wyraża, przekazuje i zachowuje wielkie doświadczenia duchowe i dążenia na to, aby służyły one postępowi wielu, a nawet całej ludzkości”.[6] Mimo to, jak sobie przypominamy, W. Pannenberg pyta: „Czy człowiek jest przeznaczony do kultury? Ten pogląd zdaje się dzisiaj przeważać. Ale przy swoich tworach człowiek nie znajduje trwałego ukojenia. Ludzie nie tylko przeobrażają naturę w kulturę, ale też nieustannie w miejsce dawnych form kultury wprowadzają nowe. Fakt, że człowiek nie znajduje ostatecznego zadowolenia również we własnych dziełach, lecz pozostawia je jako elementy przejściowe w swych dążeniach, świadczy o tym, że jego przeznaczenie sięga dalej niż kultura – już istniejąca czy dopiero kształtująca się. Sam zaś proces kulturotwórczy w jego niewyczerpanym bogactwie stanie się zrozumiały dopiero wtedy, kiedy zobaczymy, że jego dynamizm wyrasta ponad jakiekolwiek dzieło, gdyż dzieła są tylko stopniami na drodze do nieznanego celu.

Co więc jest motorem dążenia ku temu, co się przed nami otwiera? Powiedziano, że człowiek żyje nieustannie pod presją popędu. Ta presja nie jest jednak zwykłą koniecznością cechującą zwierzęce życie popędowe. Popęd zwierzęcy ujawnia się wobec przedmiotu, który go wyzwala. Ludzkie natomiast pragnienia kierują się ku czemuś nieokreślonemu. A to dlatego, że nie znajdują one celu, który by je zadowolił całkowicie. Przejawiają się one w tak znamiennym dla człowieka pociągu do gry i ryzyka, w jego dystansie wobec rzeczywistości poprzez uśmiech”.[7]

Pannenberg ma rację – człowiek nigdy nie znajduje zaspokojenia w wytworach kulturowych. Nasza „otwartość” sięga znacznie dalej niż tworzenie kultury i życie w społeczeństwie. Ku czemu zatem kieruje się ludzka otwartość?

 


    [1] Por. E. Erikson, Identity, Youth and Crisis, New York 1968; W. Pannenberg, Anthropologie in theologischer Perspektive, Göttingen 1983, s. 217-235.

    [2] Grec. ekstasis – wyjście, przekroczenie.

    [3] Por. na przykład: Jan Paweł II, Przemówienie do intelektualistów, Coimbra 15 V 1982.

    [4] Jan Paweł II, Przemówienie w siedzibie UNESCO, 2 VI 1980.

    [5] Tamże.

    [6]  KDK 53.

    [7] W. Pannenberg, Kim jest człowiek?, Paris 1978, s. 19-20.

Doświadczenie autotranscendencji

 

Pragnienie szczęścia, prawdy i bycia

 

Jak podkreśliliśmy w pierwszym rozdziale, życie ludzkie przenika pewien dynamizm, który można określić mianem pragnienia szczęścia, prawdy i bycia. Pragnienie to nie jest pragnieniem z porządku potrzeb – potrzeba, w momencie gdy jest zaspokojona, zanika, pragnienie szczęścia, prawdy i bycia zaś dotyczy pewnej jakości egzystencji: człowiek wciąż szuka szczęścia; badacz nigdy nie jest zadowolony do końca z dokonanych odkryć czy z przeżytych przygód; naukowiec usiłuje coraz głębiej odczytać rzeczywistość, coraz lepiej poznawać naturę; myśliciel ciągle dostrzega nowe problemy. Jesteśmy istotami ukształtowanymi przez pragnienie, i to nie tylko pragnienie tego, aby więcej mieć, ale pragnienie szczęścia trwałego, pragnienie znalezienia prawdy, pragnienie, żeby głębiej, autentyczniej być. To pragnienie każe nam wciąż na nowo stawiać pytania i współtworzyć przyszłość. Co jest jego ostatecznym nasyceniem?

 

Zdolność stawiania pytań i tworzenia zarysów sensu

 

Zdolność stawiania pytań i tworzenia zarysów sensu jest kolejną charakterystyką osoby ludzkiej. Są to często pytania stawiane przez małe dzieci w tzw. okresie metafizycznym – pytania naiwne, ale zarazem tak głębokie, że wprawiają w zdumienie dorosłych i każą im zastanowić się nad kształtem, jaki nadali swojemu życiu. Są to również pytania mężczyzn i kobiet, którzy doszli do pewnego wieku, osiągnęli mniej lub więcej w sferze materialnej, ale zwracają się ku swojej przyszłości i zadają sobie pytanie o sens tego, co zrobili, zbudowali, przeżyli. W tej perspektywie człowiek jawi się sam jako otwarte pytanie, a jego egzystencja jako egzystencja paradoksalna. Z jednej strony jesteśmy istotami przygodnymi, ograniczonymi przez środowisko urodzenia, rodzinę, kraj, czas, zdolności i wiek. Z drugiej – przenika nas nieskończone pragnienie prawdy i bycia. Czy nie miał zatem racji Błażej Pascal, gdy  stwierdzał, że „człowiek nieskończenie przerasta człowieka”[1]?

 

Zadziwienie cudem istnienia

 

Doświadczamy, że „świat jest w ciągłym ruchu i ciągłej zmianie. Wszystko, co się porusza, poruszane jest przez coś innego. A przy tym w świecie panuje porządek. Skąd się to wszystko bierze? Skąd w szczególności ten porządek? Można stawiając pytania cofać się coraz dalej. Jedna przyczyna wywołuje drugą, wszystko jest wzajemnie uwarunkowane. Nie można jednak iść tak w nieskończoność. Gdzieś musi istnieć przyczyna pierwsza, pierwszy początek ruchu i zmiany. Można wskazać na praatom, czy prakomórkę życia biologicznego. To jednak nie wystarcza. Bo skąd ten początek i skąd ta tkwiąca w nim niesłychana energia, wyzwalająca z drobiny cały przyszły proces rozwoju? Nie chodzi przecież o wyjaśnienie, jak powstawał świat. O tym potrafi współczesna nauka bardzo wiele powiedzieć. Ale trzeba też wyjaśnić to, że coś w ogóle jest.”[2] W cytowanym tekście chodzi o charakterystyczne tylko dla człowieka zadziwienie cudem istnienia: „Dlaczego w ogóle istnieje coś, a nie raczej nic?” Rzeczy pojawiają się, są i znikają, mogą być i nie być, są w rozmaitym stopniu doskonałe, są skierowane ku jakiemuś celowi. Źródłem istnienia nie może być jakikolwiek byt przygodny, bo ten nie ma istnienia z siebie. Co, kto jest źródłem istnienia?  Zadając sobie to pytanie, „żyjemy w ciągłym napięciu pomiędzy naszą własną niedoskonałością i skończonością a tęsknotą za nieskończonym, absolutnym i doskonałym. To napięcie sprawia, że wciąż ogarnia nas uczucie niepokoju, niedosytu, niespełnienia. Czy budząca się w nas tęsknota pozbawiona jest sensu?”[3]

 


    [1] B. Pascal, Myśli, Warszawa b.r.w., m. 438.

    [2] Katolicki katechizm dorosłych, Poznań 1987, s. 30-31.

    [3] Tamże, s. 31.