Bieżące
Kafarnaum
Synagoga w Kafarnaum pękała w szwach. W tłumie, oprócz mieszkańców miasta, nie brakowało przybyszów zwabionych opowieściami o cudzie. Wielu spośród przybyłych widziało to niezwykłe wydarzenie na własne oczy. I nie tylko widziało. Poprzedniego dnia najedli się do syta, gdy Nauczyciel z Nazaretu rozdał tysiącom głodnych ludzi chleb i ryby – rozmnożony pokarm, którego wystarczyło dla wszystkich. Teraz słuchali Go z zapartym tchem. Im dłużej jednak mówił, tym bardziej stygł ich zapał. Kiedy zrozumieją sens Jego słów, synagoga w Kafarnaum gwałtownie opustoszeje.
Głód
Wiedział z jakimi intencjami przybyli. Sam zresztą im to oznajmił: „Szukacie Mnie nie dlatego, że zobaczyliście znaki, lecz dlatego, że najedliście się chleba do syta”. A jednak mówił do nich. Chciał ich przekonać, że istnieje jeszcze inny głód, który w sobie noszą. Często nie będąc tego świadomymi. Głód, którego nie zaspokoi żaden pokarm, poza tym, który On może im ofiarować. Głód życia w obfitości, przekraczającego granice tego, co tu i teraz. Życia, które nie zna kresu. Chlebem, który może ten głód zaspokoić jest On sam. Jego ciało.
Chleb
„Ja jestem chlebem żyjącym, który zstąpił z nieba. Ktokolwiek będzie jadł ten chleb, będzie żył na wieki.” Te słowa mogły wprawiać w zakłopotanie. Co miał na myśli, porównując się do codziennego pokarmu? Czy to aluzja do manny – daru Boga, sycącej przodków w czasie drogi przez pustynię? W jaki sposób pokarm może dawać życie, które nie oprze się śmierci? Słowa Jezusa mogły rozpalać wyobraźnię. Ale istniała granica, której nawet spragnieni chleba i cudów słuchacze Jezusa nie byli w stanie przekroczyć.
Ciało
„Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata.” Skojarzenia musiały być szokujące. Oto stojący pośród nich człowiek mówi, że jeśli chcą żyć wiecznie muszą jeść Jego ciało i pić Jego krew! Chciałoby się przenieść te słowa w sferę przenośni, czy symbolu. Brzmią one jednak niezwykle dosadnie i realistycznie. W kontekście rytualnych norm religii Izraela – niezwykle wręcz bulwersująco.
Zauważmy, że zarówno użyte w ewangelii greckie słowo „sarks”, jak i odpowiadające mu hebrajskie „basar” oznacza realny pokarm, po prostu – mięso. A czasownik „fagein” to coś więcej niż „spożywać”, w subtelnym znaczeniu tego słowa. Słyszą jeszcze – co rozwiewało ewentualne wątpliwości – że to „prawdziwy pokarm” i „prawdziwy napój”. Chwilę później odejdą zgorszeni. „Twarde są te słowa, kto ich może słuchać” – powiedzą na
odchodne.
Zdziwienie
Dziwimy się im. Wychowani od dziecka w eucharystycznej tradycji uznajemy za coś oczywistego, że to „Jego ciało” i „Jego krew”. Oswoiliśmy tajemnicę tajemnic… A przecież – jak napisał Jerzy Sosnowski – „pomysł, że w kawałeczku specjalnego rodzaju pieczywa kryje się Bóg i zarazem Ktoś, kto dwa tysiące lat temu żył jako człowiek, jest wstrząsający. Pomysł, że na domiar wszystkiego można przed nim klęknąć i z nim porozmawiać, to szok, po którym już nigdy nie powinno się być tym samym człowiekiem, co przedtem”. Czy my to
rozumiemy?
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)
Trójca
„Panie, Ojcze Święty, wszechmogący, wieczny Boże, Ty z Jednorodzonym Synem Twoim i Duchem Świętym jednym jesteś Bogiem, jednym jesteś Panem; nie przez jedność osoby, lecz przez to, że Trójca ma jedną naturę. Wyznając prawdziwe i wiekuiste Bóstwo, wielbimy odrębność Osób, jedność w istocie i równość w majestacie.”
Dogmatyczne formuły, które słyszymy w czasie liturgii w uroczystość Przenajświętszej Trójcy brzmią dość tajemniczo. Warto pamiętać, że są one owocem kilkuwiekowych teologicznych refleksji (a nierzadko i sporów), zmierzających do wyrażenia naszymi słowami tajemnicy, której żadne pojęcia nie są w stanie ogarnąć. Tych pojęć, ukutych w czasie wielowiekowych dysput, próżno by zresztą szukać na kartach Biblii. Nie znajdziemy w niej terminu „Trójca”, „natura”, „hipostaza”, czy „osoba” (w ścisłym znaczeniu tego słowa). Pojawią się one dopiero na przełomie II i III wieku. Bez trudu jednak znajdziemy w Piśmie świętym miejsca, które tajemnicę Trójcy zapowiadają. Jak choćby to, w ewangelii Jana, gdzie znajdujemy relację z niezwykłej nocnej rozmowy.
Nikodem
Przyszedł do Jezusa nocą. Czy uciekając od gwaru dnia szukał spokoju, by w ciszy móc zwierzyć się Nauczycielowi ze swoich przemyśleń? A może po prostu wolał pozostać niedostrzeżony przez napotkanych znajomych, pragnąc zachować swoja wizytę u Jezusa w tajemnicy? Faryzeusz Nikodem, szczerze szukający prawdy, spotkał tamtej nocy Tego, który jest Prawdą. Przyszedł wyznać swą wiarę w Jezusa, Nauczyciela posłanego przez Boga. Słowa, które usłyszy objawią mu tajemnicę miłości Ojca i Syna do ludzi.
Bóg umiłował świat
To zdanie jest streszczeniem ewangelii. „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna jednorodzonego dał, aby każdy wierzący w Niego nie zginął, ale miał życie wieczne.” Ojciec i Stwórca jest Bogiem obdarowującym i troskliwym. „Oszczędzasz wszystko, bo Twoje jest, Władco, miłujący życie” – zachwycał się starotestamentowy mędrzec. Nie mógł jednak przypuszczać, że miłość Boga do człowieka posunie się aż do tych granic. Darem Boga dla świata stał się Jego Syn – Słowo wcielone, Bóg i Zbawiciel. To dzięki Niemu „każdy, kto w Niego wierzy” nie zginie, ale otrzyma życie wieczne. Doświadczyć tego może ten, kto – jak tłumaczy Jezus Nikodemowi – „narodzi się z wody i z Ducha”. Ojciec, Syn i Duch przygarniający człowieka w miłosnym objęciu. Trójca Święta. Fascynująca tajemnica radości Boga, który jest jeden, ale nie jest samotny.
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)
Tchnienie Boga
To był wieczór po tym dziwnym, obfitującym w szokujące wieści dniu. Byli w wieczerniku. Jezus stanął pośród nich. Barierą nie były dla Niego ani zaryglowane na głucho drzwi, ani paraliżujący strach zniewalający apostołów. Pozdrowił ich, życząc im pokoju. Pokazał swoje przebite ręce i ranę w boku – ślady męki, wciąż obecne w zmartwychwstałym ciele. A potem tchnął na nich, dając im swego Ducha. Jak ongiś Stwórca, ożywiający boskim tchnieniem dzieło swoich rąk. Zmartwychwstały podzielił się z nimi swoim życiem. Zostali „na nowo stworzeni”.
Bóg nieznany
Kim jest Ten, który w biblijnych obrazach ukazany jest jako ogień, wiatr, woda, tchnienie życia, gołębica? Oznaczające Go symbole wzięte ze stworzonej natury w niedoskonały sposób próbują przybliżyć to, co niewypowiedziane. On jednak pozostaje wciąż „Bogiem nieznanym”. Wymyka się naszym pojęciom. Nie daje się zamknąć w okrągłych zdaniach katechizmowych formuł. Duch Święty. Ojca poznajemy, wsłuchując się w Jego głos rozbrzmiewający na stronach Biblii. Syna spotykamy, prowadzeni słowami ewangelii. Ducha Świętego nie słyszymy. Nie spotkamy Go wchodząc z Nim w relację: „ja – Ty”. Przez pierwsze tysiąc lat Kościół nie znał nawet modlitw, w których zwracałby się wprost do Ducha Świętego. Sekwencja „Przybądź, Duchu Święty”, czy hymn „Veni Creator Spiritus”, znane nam dziś doskonale, powstają dopiero w średniowieczu.
Bóg nieuchwytny
Nieuchwytny niczym wiatr, od którego pochodzi Jego imię: „powiew” (greckie: „pneuma”, łacińskie: „spiritus”, hebrajskie: „ruach”). Nie ma oblicza. Milczy. Nie jest „partnerem” w dialogu. Ale nie jest bezosobową mocą. Jest Kimś. Jezus, zapowiadając Jego przyjście, mówi o Paraklecie (wspomożycielu, orędowniku, adwokacie, pocieszycielu). Ma On kontynuować dzieło Jezusa w świecie, przypominać Jego słowa, uczyć tych, którzy uwierzyli. Jego obecność objawia szczególną moc, której doświadczają Ci, których napełnił sobą. Jego działanie jest konieczne w każdym przejawie życia Kościoła. Jego moc jest przywoływana przy sprawowaniu każdego z sakramentów (ale zawsze jako prośba skierowana do Ojca: „Ześlij Ducha Świętego…”). Duch Święty milczy. Nie mówi we własnym imieniu. Pozwala jednak mówić ludziom, którym daje swe natchnienia, objawiające wolę Ojca i Syna.
Bóg bliski
Może dlatego tak trudno o Nim mówić. Tak trudno Go sobie wyobrażać. Jest blisko. Zbyt blisko, by stanąć naprzeciw Niego. Jest Kimś, kto mieszka nie na zewnątrz nas, ale w nas. Jest we mnie „bardziej wewnętrznym niż moja własna wewnętrzność, wyższym niż to, co mam najwyższego” (św. Augustyn). Duch Święty, „strumień wody żywej” płynący w naszym wnętrzu.
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)
Nie pozostawię was sierotami
Obszerna relacja z Ostatniej Wieczerzy, jaką znajdujemy w ewangelii św. Jana, obfituje w tajemnicze słowa Jezusa. „Nie pozostawię was sierotami – mówi do swoich uczniów. Zaskakujące określenie. Sierotami nazywamy przecież dzieci, które utraciły rodziców. Dorosły człowiek – nawet jeśli umarli już jego ojciec i matka – nie jest sierotą. W słowach Jezusa, pełnych czułości i troski, ukazana jest prawda o naszym życiu. O naszej bezradności i słabości. W drodze do życia wiecznego podobni jesteśmy do dzieci, nieustannie potrzebujących opieki i wsparcia. Mimo swej dorosłości i posiadanych zdolności, nie jesteśmy samowystarczalni. On to doskonale rozumie. Wie, że bez Niego nie będziemy sobie w stanie poradzić. „Powrócę do was” – zapewnia uczniów. Teraz jednak odchodzi. W jaki sposób ma dokonać się Jego zapowiadany powrót?
Paraklet
„Będę prosił Ojca i da wam innego Parakleta”. Tajemnicze słowo „Parakletos”, które przynosi nam grecki tekst ewangelii, kryje w sobie wiele znaczeń. Najczęściej używane – „Pocieszyciel” – to tylko jedno z nich. „Parakletos” – to ktoś, kto jest przyzywany w potrzebie. Przychodzący niezawodnie z pomocą. Wspomożyciel. Orędownik. Obrońca, niczym adwokat w sądzie, broniący przed oskarżycielem. Jezus prosi Ojca o ten – niczym nie zasłużony – Dar dla nas. Nazywa Go „innym Parakletem”. Pierwszym Parakletem jest bowiem sam Pan Jezus. To On swoją miłością, aż do „oddania życia za przyjaciół”, broni nas przed oskarżeniami złego ducha, ukazującego nasze życie jako bezwartościowe i bezsensowne. Przywraca nam życie. Przekonuje o godności, jaką mamy w oczach Boga. Dzieło Jezusa-Parakleta, po Jego odejściu do Ojca, będzie w tym świecie prowadzić dalej Ktoś „inny”.
Duch Prawdy
Tak nazywa Go Jezus. Duch Prawdy. Duch prawdziwy, autentyczny, do którego istoty należy prawda (gr. „aletheia”). W tym świecie, „który Go nie jest w stanie przyjąć, ponieważ ani Go nie widzi, ani nie zna”, Duch Paraklet będzie z uczniami Jezusa na zawsze. Więcej – będzie „w nich”, dając im pewność zbawienia i miłości Ojca. Przyznajmy, nie jesteśmy w stanie pojąć do końca tych słów Pana Jezusa. Mamy świadomość, że dotykamy największej tajemnicy w dziejach świata. W niepojęty sposób stajemy się jej uczestnikami. „Ja jestem w moim Ojcu, wy we Mnie, a Ja w was”. Życie Boga stało naszym udziałem. Zmartwychwstały Pan nieustannie jest z nami. Dzięki Duchowi, który w nas zamieszkał.
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)
Obraz pasterza i owiec, którym posługuje się Pan Jezus, może nam dziś stwarzać pewne trudności. Dla większości z nas nie są to bowiem realia naszej codzienności. Możemy przywołać najwyżej wakacyjne wspomnienia… Dla słuchaczy Jezusa był to jednak obraz wzięty z ich życia. Oprócz powszechnych konotacji, przywołany w przypowieści obraz niesie również w sobie głęboki sens symboliczny. To on jest tutaj najistotniejszy.
Jezus – prawdziwy i dobry Pasterz – przestrzega przed tymi, którzy w Jego owczarni stają się uzurpatorami i złoczyńcami. Obcy dla owiec, jako złodzieje i przestępcy wdzierają się do owczarni, aby „kraść, zabijać i niszczyć”. Są najemnikami, którym nie zależy na owcach. O kim myśli Rabbi z Nazaretu? Jego słowa wywołają za chwilę wzburzenie wielu słuchaczy. Niektórzy z nich wykrzyczą: „Opętał Go demon i szaleje. Dlaczego Go słuchacie?” Co dotknie ich tak mocno?
W ewangelii słowa Jezusa umieszczone są w kontekście cudownego uzdrowienia niewidomego. To wydarzenie wywołało wrogość faryzeuszów, oskarżających Jezusa o pogwałcenie szabatu. Przypowieść o dobrym pasterzu jest kontynuacją polemiki z wrogo nastawionymi wobec Jezusa religijnymi przywódcami ludu. To ci, należący do religijnej elity, znający doskonale tradycję i święte Pisma. Czy to właśnie ta wiedza spowodowała tak histeryczną reakcję na słowa Jezusa?
„Biada pasterzom Izraela, którzy pasą samych siebie. Czy pasterze nie powinni paść owiec? Spożywacie mleko, okrywacie się wełną, zabijacie tłuste sztuki, ale owiec nie chcecie paść. Słabej nie przywracacie sił, chorej nie leczycie, skaleczonej nie opatrujecie, zabłąkanej nie zawracacie, zaginionej nie szukacie. Traktujecie je surowo i okrutnie.” Słuchacze Jezusa doskonale znali proroctwo Ezechiela. Napisane setki lat wcześniej, nabierało teraz, dzięki słowom Jezusa, zadziwiającej aktualności. „Tak mówi Pan Bóg: Oto Ja jestem przeciwko pasterzom. Upomnę się u nich o moje owce.” Bóg nigdy nie zrezygnuje z tych, których kocha. Nie zamknie oczu na ich krzywdę. Weźmie ich w obronę. Jego interwencja jest blisko. Religijni przywódcy ludu, „pasterze Izraela”, zrozumieli przeciw komu wypowiedziano ponadczasowe proroctwo.
„Tak mówi Pan Bóg: Ja sam będę się troszczył o moje owce i sam będę ich doglądał… Będę szukał zaginionej, zabłąkaną zawrócę, skaleczoną opatrzę, chorej przywrócę siły…” – prorokuje Ezechiel. „Ja jestem dobrym Pasterzem. Dobry Pasterz poświęca swoje życie za owce.” – oznajmia Jezus. Wypełnia się słowo proroka. Bóg – dobry Pasterz – oddaje życie swoje za owce. Paradoksalnie, objawia to, stając się Barankiem złożonym w ofierze za grzechy świata. Tego właśnie Baranka, złożonego w ofierze, ale żyjącego, zobaczy natchniony wizjoner w Apokalipsie. Zwycięski Baranek pasł będzie tych, którzy obmyci zostali Jego krwią, prowadząc ich do źródeł wody życia. Wśród nich jest miejsce także i dla nas.
ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)