Szkoła liturgiczna

W czasach starożytności chrześcijańskiej Wielki Post był okresem bezpośredniego przygotowania katechumenów do przyjęcia sakramentu chrztu świętego, którego udzielano podczas celebracji Wigilii Paschalnej. Każdego kandydata Pan Bóg wspomagał na jego drodze prowadzącej do inicjacji chrześcijańskiej, czego przejawem były obrzędy egzorcyzmów oraz tzw. skrutiniów. Zazwyczaj miały one miejsce w III, IV i V niedzielę Wielkiego Postu. Były to zebrania, na których cała wspólnota modliła się za katechumenów, wspomagając ich w duchowej walce na drodze do pełnego nawrócenia. Odpowiednie teksty biblijne, modlitwy oraz obrzędy stanowiły znaki Bożego działania przez pośrednictwo Kościoła w odniesieniu do kandydatów. Wyrażano w ten sposób pragnienie ukazania, że na tej drodze sam Bóg wspiera kandydatów, bada ich wnętrze, poddaje próbie, doświadcza i oczyszcza swoją mocą, by mogli dojść ku pełni nawrócenia serca w sakramentalnym akcie chrztu świętego. Na charakter tych nabożeństw wskazuje ich nazwa (łac. scrutor oznacza: badam, doświadczam, próbuję).

Skrutinium jest ze swej natury obrzędem pokutnym, poprzez który Bóg dosięga człowieka w jego drodze nawrócenia. Były więc one dla katechumenów swoistym wprowadzeniem w obszar chrześcijańskiej pokuty. Jest też obrzędem ujawniającym Boże wybranie i wezwanie do życia mocą wiary. Jest to więc wydarzenie zbawcze, dzięki któremu ludzie włączają się w historię zbawienia mocą misterium odkupienia Chrystusa. Zwycięstwo nad złem i zrodzenie do łaski wskazuje też na eschatologiczny walor skrutiniów. Ich struktura ujawnia sąd dokonujący się nad człowiekiem, ale jednocześnie zapowiada pełnię zbawienia dokonanego w Chrystusie. Ten sąd już się uobecnia, a polega na nieustannym wychodzeniu z ciemności i zbliżaniu się do światła.

Czy skrutinia to już historia, której brak realnego odniesienia do współczesności? To prawda, do rzadkości należy dziś udzielanie sakramentu chrztu świętego ludziom dorosłym (katechumenom), a także w nielicznych tylko wypadkach spotkać można praktykę udzielania sakramentu chrztu podczas liturgii Wigilii Paschalnej… Jednak cały Kościół w okresie Wielkiego Postu, krocząc drogami pokuty i nawrócenia, przygotowuje się do obchodów tajemnicy paschalnej Chrystusa. Jej szczytem jest celebracja Wigilii Paschalnej, podczas której będziemy uroczyście odnawiać przyrzeczenia złożone podczas chrztu świętego. Z takiej perspektywy przeżywanie kolejnych trzech skrutiniów ma nam na nowo uświadomić wielkość misterium sakramentu chrztu. Bogactwo łaski i owoców tego sakramentu ma z kolei przypomnieć nam o naszej chrześcijańskiej tożsamości, o otrzymanej w darze godności dzieci Bożych.

(ks. Piotr Greger, Niedziela 08/2005)

Gdy przyjmujemy ze skruchą na swe głowy pokutny znak popiołu, powinniśmy tęsknić (już w popielec!) za nocą, w którą z płonącymi świecami w rękach odnowimy swoje chrzcielne przyrzeczenia, towarzysząc tym, którzy zanurzają się w chrzcielnym zdroju, by otrzymać nowe życie.

Skojarzenia

Jakie są nasze skojarzenia, gdy słyszymy hasło: Wielki Post? Już sama nazwa wydaje się coś sugerować. Powstrzymanie się od jedzenia, asceza, wyrzeczenie się czegoś, co lubimy (och, te słodycze!), jakieś postanowienia, które tradycyjnie podejmujemy… To wszystko oczywiście nie jest bez znaczenia, ale z pewnością nie należy do wielkopostnych priorytetów. Łacińska nazwa tego liturgicznego okresu brzmi: Quadragesima. Czterdziestnica. Czterdzieści dni przygotowania do Paschy. I to jest fundament. Wszystkie wielkopostne obrzędy, nabożeństwa, tradycje i zwyczaje mają sens o tyle, o ile pozwalają nam dostrzec rysujący się przed nami horyzont Paschy. Do niej zmierzamy przez te czterdzieści dni i do jej owocnego przeżycia mamy się przygotować.

Dlaczego warto o tym przypominać? Dlatego, że Wielki Post traktowany jest nieraz jako czas od Wielkanocy kompletnie niezależny. Ot, taki okres „oryginalnej diety”, w którym bardziej chcemy udowodnić sobie siłę swej woli, albo uzyskać upragnioną wagę, niż myśleć o własnym nawróceniu i pragnieniu, by na nowo odkryć dar swego chrztu. A to właśnie jest sprawą absolutnie podstawową. Gdy przyjmujemy ze skruchą na swe głowy pokutny znak popiołu, powinniśmy tęsknić (już w popielec!) za nocą, w którą z płonącymi świecami w rękach odnowimy swoje chrzcielne przyrzeczenia, towarzysząc tym, którzy zanurzają się w chrzcielnym zdroju, by otrzymać nowe życie.

Metanoja i pasja

Są kościoły, gdzie w środę popielcową śpiewa się pasyjne pieśni. To dziwne. Wyśpiewane w popielec „Wisi na krzyżu” zdaje się sugerować, że zamiast pierwszej wielkopostnej niedzieli i kolejnych tygodni paschalnego przygotowania za kilka dni przeżywać będziemy rezurekcję… Warto wiedzieć, że Wielki Post ma dwie części, odmienne w swym liturgicznym i teologicznym wyrazie. Zanim wejdziemy w przeżywanie czasu pasyjnego i kontemplację męki Pana, będącą zwieńczeniem Wielkiego Postu, trwamy przez kilka tygodni w części pokutnej. To w niej często rozbrzmiewa wezwanie „Nawracajcie się” (gr. metanoeite). W tym kontekście słyszymy zachętę do ascezy, głębszej modlitwy, pełnienia dzieł miłosierdzia (jałmużny). To również czas towarzyszenia katechumenom, przeżywającym ostatni etap przygotowań do przyjęcia sakramentów chrześcijańskiego wtajemniczenia. Towarzyszenie to ma najczęściej w naszych warunkach charakter symboliczny. Rzadko zdarza się bowiem w naszych parafiach, że możemy realnie towarzyszyć dorosłym osobom przygotowującym się do chrztu. Jeśli są parafie, gdzie tak się dzieje, to członkowie parafialnej wspólnoty mają niezwykłą okazję przeżywania wraz z katechumenami liturgii skrutyniów, które miały ogromny wpływ na kształt Wielkiego Postu.
Od samego początku w centrum przeżywania przez chrześcijan swojej wiary była Wielkanoc (Pascha) i jej „cotygodniowa miniatura”, czyli niedziela. Zgromadzenie wierzących w pierwszy dzień tygodnia stanowiło wręcz znak rozpoznawczy chrześcijan. O uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii troszczono się nawet w okresach okrutnych prześladowań, gdy obecność na liturgicznym zgromadzeniu groziła nawet śmiercią.

Najstarsze wzmianki o przedwielkanocnym poście pochodzą z III w.

W IV w. pewna bystra i wścibska pątniczka Egeria, odwiedzająca Ziemię Świętą, wspomina w swoich pamiętnikach o czterdziestodniowym okresie pokuty. Dzięki jej pamiętnikom i dociekliwości mamy dziś kapitalne relacje z wielkopostnych i paschalnych liturgii z Jerozolimy tamtego czasu. Liczba postnych dni nie zmieniła się właściwie aż do dziś, choć był czas, gdy przeżywano jeszcze dodatkowo tzw. niedziele przedpościa – Pięćdziesiątnicę (nie mylić z Zesłaniem Ducha Świętego!), Sześćdziesiątnicę i Siedemdziesiątnicę. Generalnie przez setki lat na rozwój i kształt Wielkiego Postu miały wpływ przede wszystkim cztery czynniki: przygotowanie kandydatów do sakramentu chrztu św. (szczególnie tzw. skrutynia, o których jeszcze poniżej), publiczna pokuta (od obrzędu posypywania głów publicznych pokutników wzięła się np. tradycja Środy Popielcowej), liturgie stacyjne (dziś do nich w wielu miejscach się powraca, łącząc zgodnie z rzymską tradycją poszczególne etapy Wielkiego Postu ze zgromadzeniami w najważniejszych kościołach miasta), wreszcie wspomniane już przez nas dni przeżywania męki Pańskiej.

A jak jest dzisiaj?

Oddajmy głos Mszałowi Rzymskiemu: „Okres Wielkiego Postu służy przygotowaniu do obchodu Paschy. Liturgia wielkopostna przygotowuje katechumenów do obchodu Paschalnego Misterium przez różne stopnie wtajemniczenia chrześcijańskiego, a wiernych przez wspomnienie przyjętego chrztu i pełnienie pokuty”. Wielki Post rozpoczyna się w Środę Popielcową (to najczęściej wiemy) i trwa – uwaga – do wielkoczwartkowej Mszy Wieczerzy Pańskiej wyłącznie. A więc z chwilą rozpoczęcia liturgii w wieczór Wielkiego Czwartku kończy się czas Wielkiego Postu, a zaczyna się święte Triduum Paschalne, czyli szczytowy moment całego roku liturgicznego. Wielki Post przełamuje też dotychczasową muzyczną i estetyczną konwencję liturgii. W śpiewach mszalnych ginie na czterdzieści dni zawołanie „alleluja”, nie śpiewa się hymnu „Chwała na wysokości Bogu”, organy grają tylko dla towarzyszenia śpiewom (nie ma gry solowej na instrumentach muzycznych), więcej jest treści związanych z wezwaniem do nawrócenia, czynienia pokuty i miłosierdzia. W liturgii dominuje kolor fioletowy, ołtarzy nie ozdabia się kwiatami. W ostatniej, pasyjnej części okresu zachowuje się często zwyczaj zasłaniania krzyży i obrazów w kościele. Warto zwrócić uwagę na bogactwo liturgii Słowa, zwłaszcza w niedziele wielkopostne. Każdy z cyklów niedzielnych czytań biblijnych (cykle A, B, C – zmieniające się co roku) ma swoje szczególne motywy tematyczne. Najbardziej charakterystyczne są chrzcielne motywy w roku „A”, gdzie w 3, 4 i 5 niedzielę Wielkiego Postu (niedziele, w które przygotowujący się do chrztu przeżywają swoje skrutynia, czyli liturgie ze szczególną modlitwą i egzorcyzmem odmawianym nad katechumenami) pojawiają się teksty Ewangelii ukazujące znaczenie sakramentalnego obmycia. Mowa jest o głębszym poznaniu Chrystusa Odkupiciela, który jest wodą żywą (por. Ewangelia o Samarytance), światłem (por. Ewangelia o niewidomym od urodzenia), zmartwychwstaniem i życiem (por. Ewangelia o wskrzeszeniu Łazarza). Wśród pozaliturgicznych obrzędów wielkopostnych najbardziej znanym jest nabożeństwo Drogi Krzyżowej (odprawianej zazwyczaj w piątki) i Gorzkich Żali (śpiewanych najczęściej w niedziele wielkopostne). Dużą popularnością cieszą się wciąż rekolekcje wielkopostne. Do mniej praktykowanych zwyczajów (niestety, ale to już problem zrozumienia sprawy przez duszpasterzy) należą nabożeństwa pokutne, czyli liturgie Słowa połączone ze wspólną modlitwą i indywidualną spowiedzią.

Tajemnica czterdziestu dni

Tajemnica (łac. sacramentum, gr. mysterion). Tak o paschalnej Czterdziestnicy mówi tekst kolekty – modlitwy pierwszej niedzieli Wielkiego Postu w Mszale Rzymskim. W polskim tłumaczeniu mszału to ważne słowo ginie. Zostają tylko „ćwiczenia wielkopostne”… Ale warto sobie uświadomić, że te czterdzieści dni paschalnego przygotowania to „sacramentum”. Tajemnica-misterium Bożego działania wobec człowieka. W drodze do Paschy, na którą czekamy. Czterdzieści dni… Wyruszajmy!

Ks. Grzegorz Michalczyk

Listopad, grudzień. Często w tych miesiącach mówimy o początku i końcu roku. Składamy sobie życzenia. Jedni uczestniczą w rekolekcjach, inni bawią się do białego rana, zapominając nawet o uczestnictwie we Mszy świętej.

Czy w kosmosie, według którego liczymy czas, istnieje dzisiaj jakiś początek lub koniec? Niczego takiego nie zauważamy. Słońce nie przerywa wysyłania promieni ciepła i światła, Ziemia nie zatrzymuje się w biegu dookoła niego, podobnie Księżyc w okrążaniu Ziemi.

Inaczej wygląda sprawa z datą początku i końca roku na Ziemi. Jest czysto umowna i różna w różnych kulturach. Nawet w jednej kulturze zachodniej mają inny początek i koniec rok liturgiczny i rok laicki.

Rok liturgiczny

O jego początku i końcu słyszymy z ambon, czytamy w prasie. Data początku jest ściśle wyznaczona: I niedziela Adwentu. Zamiast szat zielonych kapłan ubiera fiolet.

A w niedzielę przed Adwentem widzimy biel lub złoto. To uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata. Czy jednak w treści wewnątrz liturgii coś się zmienia? Analizując do­kładnie czytania, teksty śpiewów itd. zauważamy, może ze zdziwieniem, że I niedziela Adwentu nie wprowadza żad­nych wyraźnych zmian.

Treść Eucharystii i w Adwencie, i w niedziele listopada przeniknięta jest myślami eschatologicznymi. Ewangelie li­stopada mówią o królu rozdającym talenty, o pannach roz­tropnych i nieroztropnych. Pojawia się też zapowiedź prze­śladowań Ludu Bożego. Słyszymy, podobnie jak podczas Adwentu: „Czuwajcie, nie znacie dnia ani godziny, nawróć­cie się”. Bliskie tej treści są również śpiewy procesyjne w li­stopadzie. Czy więc w liturgii Kościoła mamy rzeczywiście początek i koniec roku?

Wspinaczka na szczyt

Oczywiście w księgach liturgicznych jest i musi być po­czątek i koniec. Niezależnie od tego, rzeczywistość litur­gii lepiej jest jednak odczytywać inaczej. Chrześcijanina porównać można do wędrowca, który wchodząc na stro­my szczyt, idzie serpentyną ów szczyt okrążającą. Zależ­nie od wysokości góry, serpentyna zawija się kilka lub kil­kadziesiąt razy. Podobnie chrześcijanin, wspinający się do świętego miasta, niebieskiego Jeruzalem, idzie przez lata swej pielgrzymki „serpentyną” liturgiczną, którą ukazuje mu Kościół. Serpentyna ta zbudowana jest z cyklów rocz­nych. Po roku wspinaczki chrześcijanin ogląda Boży szczyt z tej samej strony, znajdując się jednak bliżej niego. Może oglądać go coraz wyraźniej, dokładniej. Smutne by­łoby, gdyby po roku pielgrzymowania, patrząc na szczyt, musiał stwierdzić: „Nie jestem bliżej niego, nawet oddali­łem się”. Liczba okrążeń serpentyny to talenty, które roz­daje Pan.

Uroczystość Chrystusa Króla

Szczęśliwym krokiem odnowy liturgicznej Soboru Waty­kańskiego II jest przeniesienie uroczystości Chrystusa Kró­la Wszechświata na ostatnią niedzielę przed Adwentem. Uwypukla to eschatologiczne treści tego okresu. Widzimy wyraźnie: serpentyna, która prowadzi na święty szczyt, to w roku A droga miłości Boga; w roku B – droga praw­dy; w roku C – droga bardzo trudna. „Ale nie lękajcie się. Idzie z nami Baranek, który został zabity… Jemu panowanie i chwała na wieki wieków”.

(ks. St. Hartlieb, Okruchy ze skarbca liturgii, s. 63-65)

Małżeństwo chrześcijańskie jest sakramentem, którego nowożeńcy udzielają sobie wzajemnie.

Do kapłana należy:
– stwierdzenie warunków koniecznych do ważnego zawarcia małżeństwa chrześcijańskiego w Kościele;
– pytanie o zgodę małżeńską i przyjęcie jej;
– potwierdzenie ważności zawartego małżeństwa;
– udzielenie błogosławieństwa Kościoła.

Związek małżeński jest dobrem i świętością, gdyż jest dziełem Bożym. Jednostka ludzka z woli Bożej potrzebuje dopełnienia w dziedzinie ciała i duszy, umysłu, serca i woli. Dopełnienie to przychodzi przez miłość małżeńską, przez połączenie cech właściwych osobowości mężczyzny i kobiety.

(…)

Małżeństwo jest udziałem w twórczym działaniu Boga. Przez małżonków Pan Bóg powołuje do istnienia nowe życie ludzkie, które będzie trwać wiecznie. Pismo święte obu Testamentów wysoko ceni małżeństwo. W Nowym Testamencie jest ono znakiem związku, jaki istnieje między Chrystusem a Kościołem, Jego Oblubienicą. Sakrament małżeństwa wszczepia w miłość łączącą Chrystusa z Kościołem. Jest źródłem łaski Bożej, jaka udziela się małżonkom. Małżeństwo ustanowione przez Boga Chrystus odnowił, przywracając mu jego istotne cechy: jedności i nierozerwalności.

Wszędzie, gdzie dwoje chrześcijan obojga płci wyraża swoją wolę zawarcia małżeństwa w sposób uznany przez Kościół, faktycznie zawiera sakrament małżeństwa. Jak Chrystus nie opuścił i nigdy nie opuści swojej Oblubienicy, czyli Kościoła, tak również małżonkowie związani w Bogu szczerą i prawdziwą miłością trwają w tym świętym związku aż do śmierci. Domaga się tego również dobro samych małżonków i ich dzieci.

(…)

Chrześcijanin-katolik, który pragnie ważnie zawrzeć związek małżeński z osobą należącą do innego wyznania, zobowiązany jest do zachowania wymogów prawa kanonicznego. Przede wszystkim małżeństwo musi być zawarte wobec proboszcza własnego i dwóch świadków.

Ponieważ przy zawieraniu małżeństwa przez parę narzeczonych należących do różnych wyznań często zachodzą trudności, a nawet konflikty sumienia, dlatego (…) w niektórych wypadkach można uzyskać dyspensę od zachowania obowiązującej formy, wymaganej przez prawo kanoniczne. (…) Ważne jest jednak zapewnienie strony katolickiej, że nie opuści Kościoła katolickiego.

Nowy Rytuał podaje także obrzędy liturgiczne dla pary małżeńskiej, w której jedna strona jest nieochrzczona.

(ks. T. Sinka CM, Liturgika, s. 334-341)

Wielu chrześcijan pamięta o tych, którzy przekroczyli już próg życia i śmierci, tylko w dniu 1 listopada. A przecież wiarę w życie wieczne podkreśla czas paschalny.

Z okazji Wszystkich Świętych ludzie idą na cmentarze, czyszczą i ozdabiają groby, zapalają znicze. Myślą o cierpieniach dusz w czyśćcu. Niektórzy przyjdą na cmentarz powtórnie dopiero za rok. Nie zauważają nawet, że liturgia tego dnia sprawowana jest w szatach białych, czy nawet złotych. Jeśli nawet to zauważą, są przekonani, że powinny to być żałobne fiolety.

 

Wstawiennictwo dziecięcych dusz

Ci, których ciała umarłe leżą w grobach, żyją. Żyją ich dusze, tylko innym życiem, nadprzyrodzonym. Albo już w pełni szczęścia, albo jeszcze w oczekiwaniu na takie szczęście. Kiedyś, w ostatnim dniu obecnego kształtu świata, zmartwychwstaną ich ciała i połączą się z nimi na wieki w niebie.

Nie wszystkie dusze tych, których ciała spoczywają na cmentarzach, są w czyśćcu. Wiele z nich jest już w niebie. Te nie potrzebują już więcej modlitwy. To my możemy się modlić do nich, przez ich wstawiennictwo prosić Boga o potrzebne nam łaski. Takimi są przede wszystkim dusze ochrzczonych dzieci, zmarłych przed dojściem do używania rozumu. Wiele matek i ojców może się modlić do Boga przez ich pośrednictwo. Jeśli zaś wierzymy w niezgłębione miłosierdzie Boże, możemy ufać, że prawdopodobnie w niebie są także dusze dzieci nie ochrzczonych.

 

Dwa dni na cmentarzu

„Chrystus zmartwychwstał i my zmartwychwstaniemy” – w świetle tej prawdy trzeba nam modlić się z chorym z Ewangelii: „Panie, wierzę, zaradź niedowiarstwu mojemu”. Wiara człowieka żyjącego na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia jest bardzo słaba. Trzeba koniecznie ją wzmocnić. Pomaga nam w tym Kościół.

Najpierw trzeba zauważyć i w życie wiary wprowadzić fakt, że obok l listopada jest dzień 2 listopada, zwany Dniem Za-dusznym. To w tym drugim dniu powinniśmy zgromadzić się we fioletach na cmentarzach. Najczęściej zaś idziemy na cmentarz tylko pierwszego dnia, bo w naszym kraju i wielu innych 2 listopada jest dniem pracy.

Wielu z nas nie rozumie treści liturgii l listopada. A jest to uroczystość Wszystkich Świętych, zbawionych, których dusze są już w niebie. Ilu ich jest? Nie wiemy. Święty Jan w Apokalipsie widzi ich tam w dniu ostatnim nieprzejrzane rzesze. Trzeba się nam w tę uroczystość radować, śpiewać całym sercem dziękczynne Te Deum. Może w tej rzeszy są już nasi rodzice, może brat czy siostra, zmarli przedwcześnie. Alleluja, chwalmy Pana!

 

Pięćdziesiąt dni radości wielkanocnej

Ale jeden dzień to za mało dla budowania naszej wiary w zbawienie, w szczęście wieczne. Liturgia Kościoła przypomina tę prawdę każdego roku przez pięćdziesiąt dni radości paschalnej, wielkanocnej.

Przez cały ten okres, obchodzony w Kościele od czasów starożytnych, nie tylko śpiewa się „Chrystus (…) nam na przykład dan jest, iż mamy zmartwychpowstać”. Zobowiązuje też kapłanów i cały Lud Boży, żeby w tych dniach, szczególnie w niedziele, odprawiali Eucharystię tylko za dar Zmartwychwstania.

Wielu kapłanów udaje się w tych dniach na cmentarz, odprawia tam dziękczynne Msze św., radosne procesje. Jak l listopada groby ozdobione kwiatami wołają: Wydało się głupim, żeśmy pomarli”.

(ks. St. Hartlieb, Okruchy ze skarbca liturgii, s. 50-52)

fot.: churchyear.net