Bieżące

Nienawiść

Czy rzeczywiście mógł tak powiedzieć? „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie i nie nienawidzi swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr oraz swego życia, nie może być moim uczniem.” Szokujące słowa. Dokładnie jednak w takim brzmieniu znajdują się w ewangelii. „Miseo” – użyty tu grecki czasownik oznacza: nienawidzić, nie cierpieć czegoś, czuć wstręt, czuć odrazę do czegoś, gardzić czymś. Czy Jezus może wzywać do nienawiści? Więcej, stawiać ją jako warunek bycia Jego uczniem? Jak rozumieć to przesłanie?

Tłumy

Pan Jezus wypowiada te słowa do „licznych tłumów”, które idą za Nim. Zapewne nie przysporzy mu to zwolenników. Ewangeliczne opisy wspominają, że słuchający Jezusa ludzie nie raz odchodzili zgorszeni tym, co usłyszeli. „Czy i wy chcecie odejść?” – zapytał kiedyś swoich uczniów, widząc, że zostali sami. Ale w odróżnieniu od społecznych, czy politycznych liderów, Jezusowi nie zależy na gromadzeniu wielkich rzesz swoich zwolenników. Chce natomiast, by ci, którzy za Nim idą, zrozumieli sens Jego drogi. „Kto nie niesie krzyża swego, a idzie za mną, nie może być moim uczniem” – wyjaśnia. I dodaje: „Nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem”. Co
znaczy w tym kontekście „wyrzec się”? Czy należy się wszystkiego pozbyć? Czy też chodzi o wyzwolenie z pewnej wizji życia, posiadania dóbr, kształtowania relacji z ludźmi? Czy taka właśnie ma być w praktyce realizacja owej „nienawiści”, o której mówił Pan?

Radykalizm

Słowa Jezusa należy tłumaczyć w całym kontekście jego nauczania. W świetle tego, co mówi o miłości, przebaczeniu, pojednaniu, okazywaniu miłosierdzia. Jeśli więc używa tak mocnych i radykalnych sformułowań (w charakterystycznym semickim stylu mówienia nieraz czyni się tak dla podkreślenia wagi poruszanego tematu) to dlatego, że zwraca uwagę na warunki, bez których trudno mówić o stawaniu się Jego uczniem. Chodzi o sprawy najistotniejsze. O priorytety w miłości. Dobrze to widać w słowach Jezusa zapisanych – w takim samym kontekście – w ewangelii Mateusza: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna  lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.” Słysząc to odczuwamy wewnętrzny sprzeciw. Jezus jawi się w naszych oczach jako uzurpator, chcący  zabrać nam miłość do naszych najbliższych (a nawet każący nam ich nienawidzić!). Nic bardziej mylnego. On właśnie uświadamia nam jak powinniśmy ich kochać.

Ponad wszystko

To nie przypadek, że w odmawianej codziennie przez Żydów modlitwie „Sz’ma Izrael” („Słuchaj Izraelu”) pojawia się fraza: „Będziesz miłował Pana, twojego Boga, całym swoim sercem, całą swoją duszą, ze wszystkich swoich sił”. To ratunek dla ludzkiej miłości. Dopiero bowiem, gdy ukochamy Boga ponad wszystkich i wszystko, będziemy mogli we właściwy sposób, czułą i troskliwą, niezafałszowaną egoizmem miłością, kochać naszych bliskich. Słowa Pana Jezusa mają oczyszczać naszą miłość, przemieniać ją w ofiarną i bezinteresowną, a nie ją przekreślać. Uświadamiają, że musimy odrzucić („znienawidzić”) to wszystko, co przeszkadza nam tak właśnie kochać Boga, nawet jeśli dotyczy to naszych relacji z bliskimi, naszych koncepcji życia i planów na przyszłość. Choć brzmi to paradoksalnie, „nienawiść”, o której mówi Jezus, umożliwia nam dopiero prawdziwe miłowanie Boga i bliźnich. „Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu” – mówił św. Augustyn z Hippony. W miłości przede wszystkim.

ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)

Szabat

Szabatowa kolacja nie jest zwykłym posiłkiem. Nie jest też jakąś wystawną ucztą. Jest świąteczną kolacją, spożywaną w piątkowy wieczór (patrząc z perspektywy naszego kalendarza), gdy po zapadnięciu zmroku zapalone przez kobiety szabatowe świece zwiastują początek świętego sobotniego dnia. To czas odpoczynku i wytchnienia. Dzień pamięci o Stwórcy, który – odpoczywając w szabat po dziele stworzenia – dał człowiekowi nakaz świętowania. To właśnie na sobotnią kolację zaproszony został przez jednego z faryzejskich dostojników zmierzający do Jerozolimy Jezus. Ewangelia mówi (zapewne o innych faryzeuszach): „uważnie Go obserwowali”. Nie bez powodu. Wiele słów Jezusa i znaków, które czynił, budziło nie tylko zainteresowanie tłumów, ale i konsternację duchowych przywódców. Jezus zdawał się tym zupełnie nie przejmować. Zaskakująca jest prostota i bezpośredniość, z jaką zwracał się do swych rozmówców, komentując dziejące się wokół wydarzenia. Tak było i tym razem, gdy uzdrowił znajdującego się przed nim chorego człowieka, nie zwracając uwagi na szabatowy zakaz pracy. Więcej, upomniał się o troskę, jaką – mimo trwającego szabatu – powinno się okazywać znajdującym się w potrzebie ludziom i zwierzętom. Nie potrafili skomentować słów Jezusa.

Stół

Położył się z nimi przy stole. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, tak właśnie musiał wyglądać Jezusowy posiłek. Tak też – jeśli dosłownie tłumaczymy z języka greckiego – mówią o spożywaniu posiłków ewangelie. Przy stole (niskim, wznoszącym się nieco ponad podłogą) leżano, prostopadle do niego, opierając się na lewym boku, prawą ręką sięgając po potrawy. Pamiętając o tych postawach nie zdziwimy się, słysząc w ewangelicznym opisie, jak – w czasie trwającego posiłku – grzeszna kobieta „stanąwszy z tyłu przy stopach Jezusa”, zraszała łzami Jego stopy, wycierała je swymi włosami, całowała i namaszczała pachnidłem. Bez trudu wyobrazimy sobie również apostoła Jana, „spoczywającego na piersi Jezusa” w czasie Ostatniej Wieczerzy. Posiłek spożywany w tej konwencji jeszcze bardziej podkreślał wspólnotowość, szczególną więź, łączącą leżących przy stole biesiadników.

Goście

„Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani bogatych sąsiadów, licząc, że w zamian i oni cię zaproszą… Zaproś ubogich, ułomnych, niepełnosprawnych, niewidomych. Będziesz szczęśliwy, bo nie mają czym tobie się odwdzięczyć.” To złamanie powszechnie przyjętej konwencji. Nie z każdym przecież miło jest spotkać się (położyć się) przy stole, przeżywać wspólnotę. A jednak w logice Jezusa najbardziej uprzywilejowanymi gośćmi są ci, którzy w oczach świata nie mają żadnego znaczenia. Nic nie mogą zaoferować. Przeciwnie, ich obecność powoduje dyskomfort. Postrzegani są jako zagrożenie, nieraz są obcymi, przed którymi pragmatyczny gospodarz szybko zamyka drzwi. W końcu bezpieczeństwo i rozsądek są najważniejsze…

Miejsce

Najgodniejsze było pośrodku biesiadników. Tu spoczywał najznamienitszy gość. Po jego prawej i lewej stronie, otaczając nieraz półokręgiem stół, kładli się inni, od zacniejszych poczynając. To właśnie na zajmowanie tych godniejszych (pierwszych) miejsc przed posiłkiem zwrócił uwagę Pan Jezus, zachęcając do kładzenia się na ostatnich, skrajnych. Bo „każdy wywyższający siebie, uniżony zostanie…”- przypominał. A mówił to Ten, który właśnie zamierzał zająć najostatniejsze i najbardziej pogardzane miejsce na świecie. Czekało na Niego na krzyżu.

ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)

Droga

„Jezus przechodził przez miasta i wsie, nauczając i odbywając swą podróż do Jerozolimy”. Wie dokąd zmierza. U kresu tej drogi czeka Go krzyż i śmierć. Odda swe życie, by zbawić świat. Zmierzając do Jerozolimy wskazuje drogę tym, którzy chcą iść za Nim (warto zauważyć, że „droga” – to najstarsze, sięgające czasów apostolskich określenie chrześcijaństwa). Ci jednak, którzy pójdą za Nim, będą musieli zaakceptować stawiane przez Pana warunki, podporządkować się Jego kryteriom życia. I tu może pojawić się problem. „Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?” – w pytaniu ucznia czuć wyraźny lęk. Czy zdołam spełnić te – niełatwe przecież – warunki, czy uda mi się zasłużyć na zbawienie?

Wąskie drzwi

Dlaczego tak często postrzegamy chrześcijaństwo jako zbiór wymagających, wyszukanych zakazów i nakazów, koniecznych do osiągnięcia zbawienia? Czy nie w taki sposób interpretujemy owe „wąskie drzwi”, o których mówi Pan Jezus? Nakazy moralne, zobowiązania etyczne, prawa religijne wysunięte niczym dogmat na pierwszy plan zniekształcają sens Dobrej Nowiny.  Ewangelia nie mówi przede wszystkim o warunkach, jakie trzeba w swej doskonałości spełnić, by osiągnąć zbawienie. Chrześcijaństwo byłoby wtedy wysublimowaną, elitarną propozycją dla duchowych herosów. Ewangelia zaś jest fascynującym słowem Bożej obietnicy, która spełnia się w człowieku, jeśli przyjmie ją z wiarą. Ma ona moc przemienić nas wewnętrznie. Dopiero wtedy zdolni będziemy pójść za Chrystusem.

Starajcie się wejść

„Walczcie, by wejść przez wąskie drzwi” – mówi Jezus i przestrzega: „wielu będzie chciało wejść i nie będą mogli”.

By lepiej zrozumieć sens słów Pana Jezusa spróbujmy wyobrazić sobie ewakuację pasażerów samolotu, który – płonąc po awarii silników – zdołał wylądować, unikając katastrofy. W natychmiastowej ewakuacji, mogącej uratować życie ofiar, największą przeszkodą jest – jak się okazuje – chęć zabrania z półek bagażu podręcznego. Czas tracony na próby ratowania walizek przynosi śmierć ich właścicielom, uniemożliwiając też ratunek pozostałym.

Ci, którzy pragną ocalenia (zbawienia) muszą pamiętać, że przez wąskie drzwi Królestwa Bożego nie da się w żaden sposób przejść z bagażem, którym objuczamy się w tym życiu, dając sobie złudne poczucie bezpieczeństwa. „Wielu będzie chciało wejść, a nie będą mogli”. Trzeba porzucić to, co jest zbędnym obciążeniem. Co więc powinienem porzucić?

Nie znam was

Pan Jezus przypomina również, że przeszkodą w wejściu do Jego Królestwa jest fałszywe przekonanie o własnej prawości i pobożności. Przekonanie, że wystarczy być „w okolicy” Jezusa, by uważać się za Jego przyjaciela i być pewnym zbawienia. „Przecież jedliśmy i piliśmy z Tobą i nauczałeś na naszych ulicach” – wołają przekonani, że zawsze byli po Jego stronie. „Nie znam was, nie wiem skąd jesteście… Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się bezprawia…” Bezprawiem, niesprawiedliwością w oczach Boga jest brak miłości. Bo prawem Boga jest miłość. Pełne religijnych frazesów deklaracje nie przesłonią braku miłości w słowach i czynach. Nienawiści wobec przeciwników, braku przebaczenia wobec winowajców, raniących słów i obelg, obojętności na los najuboższych i marginalizowanych. Bóg staje zawsze po stronie ofiar bezprawia. I wtedy i dziś.   Także (a może szczególnie) wtedy, gdy dopuszczają się go ludzie religijni, nieraz – niestety – z Jego imieniem na ustach. Nie zdołają wejść przez ciasne drzwi. Nie zostaną rozpoznani przez Pana.

ks. Grzegorz Michalczyk (za aleteia.pl)

Pokój

Przyszedłem ogień rzucić na ziemię”. Te słowa Pana Jezusa zaskakują. Czy od Niego nie spodziewamy się raczej pokoju, łagodności, akceptacji? A On będzie powodował rozłamPrzyniesie dramatyczne podziały, nawet wśród najbliższych. Jego słowa nie pozostawiają złudzeń. Jak jednak rozumieć to przesłanie JezusaZwłaszcza, gdy mamy w pamięci inne Jego słowa: Pozostawiam wam pokój, obdarzam was moim pokojem”. Jaki jest więc ów pokój, który przynosi Jezus? Jak mają się Jego słowa o pokoju do zapowiedzi podziałów i konfliktów. Ale – mówi zarazem Pan – Ja nie obdarzam Was pokojem w taki sposób, jak czyni to świat”. A więc nie będzie to „święty spokój”, pasmo sukcesów bez niepowodzeń i życiowych problemów. Wiedział jakie wrażenie Jego słowa wywrą na uczniach, skoro dodał: „Nie pozwólcie, aby wasze serca były wstrząśnięte i nie lękajcie się”. A jednak się bali. Może nie pojmowali senspokoju, który On przynosi? Może bali się rozłamów w swoich rodzinach, albo byli pełni obaw o swój los?

Sprzeciw

Sprzeciw i odrzucenie może przyjść nawet ze strony najbliższych. Potępienie – ze strony duchowych autorytetów. Wtajemniczając uczniów w czekające ich doświadczenia Jezus wie, że On przeżyje to jako pierwszy.  Co ciekawe, najzagorzalszymi kontestatorami Jezusa byli ludzie z elit religijnych Jego czasów. Walczyli z Nim i podważali sens Jego nauki duchowi przywódcy, liderzy religijnych ugrupowań, kapłani… Największe ich wzburzenie wzbudzał wtedy, gdy zapewniał, że pełni wolę Boga, że jest jedno ze swoim Ojcem. Niektórzy (Jego bliskich nie wyłączając) uważali go za chorego umysłowo i chcieli powstrzymać Go za wszelką cenę. Relacje z tych dramatycznych wydarzeń znalazły się w ewangelii.

Patrzmy na Jezusa

Jak jednak przyjąć doświadczenia, o których mówi Jezus, gdy stają się naszym losem? Kiedy podobnie jak uczniowie Pana boimy się radykalizmu ewangelii, starając się zrobić wszystko, by osłabić jej wymowę? Wpatrujmy się w Jezusa – podpowiada nam autor Listu do Hebrajczyków  On jest dawcą wiary i jej celem. On zamiast należnej mu radości wolał przyjąć krzyż, nie bojąc się jego hańby”. Czy nIe taki ma być również los Jego uczniów? Chrześcijaństwo nie jest błogą sielanką. Pójście drogą Jezusa jest jednoznaczne ze zgoda na przyjęcie krzyża tak, by „nie bać się jego hańby”, „by nie upaść na duchu, ulegając zniechęceniu”. Doświadczenie odrzucenia, czy upokorzenia z powodu wiary w Pana jest wpisane w logikę życia ewangelią. Ale paradoks Chrystusowych błogosławieństw z Kazania na Górze niesie nadzieję: „Jesteście szczęśliwi, gdy was znieważają, prześladują i oczerniają z mojego powodu. Cieszcie się i radujcie, bo wielka jest wasza zapłata w niebie”. Tak mogą żyć jednak tylko ci, w których zapłonął ogień, jaki Jezus przyszedł rzucić na ziemię. Ogień miłości. Ogień Ducha Świętego. 

ks. Grzegorz Michalczyk

Nie bój się

W tekstach ewangelii takich i podobnych wezwań jest ponad dwadzieścia. „Nie bój się”, „nie bójcie się”, „nie lękajcie się”, „czemu jesteście bojaźliwi?” Pojawiają się najczęściej w momentach doświadczenia własnej niemocy. Lęk rodzi się bowiem w sytuacji, w której dociera do nas, że nie kontrolujemy w pełni swego życia, że nie jesteśmy w stanie go zabezpieczyć w satysfakcjonujący sposób. „Nie bój się mała trzódko” – słyszą z ust Jezusa uczniowie. Czego się wtedy bali?

Królestwo

Chwilę wcześniej Jezus mówił im, że nie powinni się martwić. Ani o swoje życie, ani o to co będą jedli, ani o to w co mają się ubrać. „Kto z was, troszcząc się i zabiegając, może choćby trochę przedłużyć swe życie?” – pytał. I pokazując im ptaki, którymi opiekuje się Stwórca i kwiaty w całym ich pięknie, przekonywał: „Jesteście ważniejsi… Wasz Ojciec wie, że potrzebujecie tego. Szukajcie najpierw Jego Królestwa, a wszystko inne będzie wam dodane”. Nie bać się o nic. Powierzyć swe życie Ojcu w niebie. Uwierzyć w Jego opiekę. Szukać Jego Królestwa. Czym jednak jest Jego Królestwo? Jak poznać, że się je odnalazło? Jak uzyskać pokój serca i wolność od lęku?

Sługa

Nie mogli – nawet gdyby chcieli – zapomnieć jaki jest cel ich drogi. Jezus prowadzi ich do Jerozolimy. Przypominał im nie raz, że idzie, by tam umrzeć – zdradzony, odrzucony, ukrzyżowany. A oni idą z Nim. Są „małą trzódką” – jak sam powiedział – bez mocy, władzy i chwały. Czy to jednak, ku czemu On zmierza, nie będzie ich straszliwą życiową porażką? Jezus nie rozwiewa ich obaw słowami banalnego pocieszenia. Opowiada przypowieść o czuwaniu. O tym, że mają czekać, gotowi, niczym dobrzy słudzy, wyglądający swojego pana powracającego do domu. A On – bo przecież o sobie mówi – powróci i sam będzie im służył, gdy zasiądą do Jego stołu. Pełne ufności czuwanie wyzwala z lęku. Pan staje się sługą swoich sług.

Wierni szafarze

„Bądźcie gotowi, bo Syn Człowieczy przychodzi o godzinie, której się nie spodziewacie” – przestrzega Jezus. Godzina… Zanim nadejdzie, trwa czas przygotowania świata na powrót Syna Człowieczego. Odpowiedzialni za nie są uczniowie Jezusa i ci, którzy przez wieki iść będą ich śladem. Są „małą trzódką” – nie mają wielkości i potęgi rodem z tego świata. Nie muszą bać się swej bezbronności. Ale zarazem w ten świat wnoszą dar Bożego Królestwa z całą jego nadzieją i mocą. Mocą Boga. Czy uda się im bez lęku i z pełnym zaufaniem do Pana głosić w świecie Jego miłość. Czy zafascynują świat nauką swego Mistrza? Czy zdołają być wiernymi i mądrymi szafarzami – podobnymi do tego z przypowieści Jezusa – troszczącymi się z miłością o tych, którzy są im powierzeni i odważnie szukającymi zagubionych? Choć minęło dwa tysiące lat, pytania te wydają się aktualne, jak nigdy dotąd.

 

ks. Grzegorz Michalczyk