Strefa Czytelnika
Agnieszka Syska
głos kamienia
I
było stało się słowo
ostrzejsze niż miecz obosieczny
zadęło na ziemi na niebie w jedną małą trąbę
głos
przebiegło jedną małą gwiazdę jedną małą drogę
zaczęło królowanie
pośród słońc króla najmniejszego pośród księżyców
było stało się największe
pośród najmniejszego
największe
całe
niech mu słońce
zatańczy w słonecznym układzie korowodzie układzie
małe
niech mu księżyc
zatańczy
było
drewno
jest
drzewo
słowo gwieździe
niech im się stanie
stały się ziemia która nie była bezładna
układne kłosy pod małym ciałem
niebo które nie było bezładne
słowo gwieździe
król to twój dom betlejemitko niebo i ziemio
król gwieździe
Agnieszka Syska
głos kamienia
II
kamień zawołał pustynie piaszczyste morskie i kamieniste
wzbudził w sobie głos zamknięty przez wieki
głos który poprzez długie nawoływanie miał siłę kropli miał siłę ziarna
miał potęgę wszystkich pustyń i mórz
zebranych u jednego źródła
u jednego nawoływania
był to głos lat dziecięcych
głos wezbrany z jednej kropli usypany
z jednego ziarna
był to głos kamienia który karmił się głosem większym od niego
głos wzbudzony zanim stali się mężczyzną i kobietą
wzbudził w sobie dzieciństwo liczne jak
piaski jak pustynie jak krople jak morza
wzbudził w sobie siłę i potęgę mężczyzny i kobiety
wzbudził w sobie pragnienie potomstwa
wzbudził w sobie pragnienie wieczności
zawołał pustynie piaszczyste morskie i kamieniste
zawołał świadków rzeczy przeszłych teraźniejszych i przyszłych
zawołał proroków wędrownych nauczycieli wiernych
zawołał sarę i abrahama
kazał im usiąść u źródła
pustyń piaszczystych morskich i kamienistych
u jednego nawoływania
ziem żyznych pastwisk zielonych i pól uprawnych
u jednej studni z której piją wieki
mórz czerwonych mórz martwych mórz galilejskich
kazał im otworzyć serca dusze głos
z piersi wydobyć zamknięte dziecię
mężczyznę i kobietę siłę i potęgę spadania i drążenia głosu większego
Agnieszka Syska
głos kamienia
III
wiersze bez rymów szczęśliwych
brakuje im stu lat
nikogo im nie brakuje
rymów
rymują się ze sobą
mali najmniejsi goli jak dzieci biali i czarni jak kobieta i mężczyzna
przetańczyli stulecie
na młodość stali się wierszami
prości jak wiersze rymowane szczęśliwe
stali się sarą i abrahamem
mają potomstwo liczne jak piasek morski
stali się czarni i biali
jak wiersze
Agnieszka Syska „Śpiewała młoda prawda” Podkarpacki Instytut Książki
i Marketingu w Rzeszowie 2009
Agnieszka Syska
Słońce na ołtarz
żeby przeżyć słońce musi świecić
musi świecić swoją krwią ofiarą jednoistą dwoistą troistą
barankiem ołtarzem dawcą krwi wełny i mięsa jednorocznego
nad ołtarzem zapach życia zapach krwi zapach kadzidła
ołtarze krwi wznoszą się pietrzą się wschodzą jak zachody słońca spływają w rynny kanały zachody
wiele takich słońc krąży na ołtarzach czasu
wiele takich baranków pierworodków niemowlaków dzieciaków jeden baranek
nad ołtarzem zapach mirry
na odrzwiach domów małych niewiast i mężów jerozolimskich płacz
tysiąc litrów krwi wznosi się piętrzy się wschodzi w drugi trzeci i czwarty tysiąc
wiele takich baranków pierworodków niemowlaków dzieciaków chłopców zachodzi jeden wschodzi
przy ołtarzu zapach złota kadzidła i mirry
trzej mędrcy i jeden taki który pobiera u nich nauki przekraczają rzekę czasu i przychodzą
na tablicach łodziach tratwach pontonach niosą wyryte dziesięcioro przykazań i jedenaste
przestrzegaj dziesięciorga przykazań abyś mógł nie zachowywać jedenastego
nad i przy ołtarzu zapach złota kadzidła i mirry
nurza się w swojej głupocie złocie kadzidle i mirrze
chce mienić się wiekuistym nie chce świecić nie chce przeżyć
pławi się w promieniach aortach żyłach tętnicach drenach
nad i przy ołtarzu zapach krwi zapach życia zapach śmierci zapach słońca
nie czuje że księżyc właśnie wschodzi nad dziesięciorgiem przykazań cnót prawd
mrok zapada nad jedenastym
kapłan szafarz apostoł uczeń wędrowiec obrzezaniec głupiec dokonuje swojego
nad i przy ołtarzu zapach krwi zapach życia zapach śmierci zapach słońca
zbliża się czas ogarniony skończony ostateczny
mędrcy ze wschodu odwalają kamień głupoty cierpienia i rozpaczy
słońce staje się ołtarzem
nad i przy ołtarzu zapach krwi zapach życia zapach śmierci zapach słońca
Słońce w zapachu ran fiołków i róż
wschodzi nad Jeruzalem
przeżywa własny czas swoją światłość
Agnieszka Syska
czarne krwotoki
wszystkie żarłoczne krwawe słońca krążyły wokół swoich przegubów
tętnicami strumieniami płonęły płynęły żar deszcz krew kamień piasek i góra moria
słońca były w zenicie księżyce były w pełni żary i deszcze płonęły płynęły płomieniami i strugami
był pierwszy dzień był pierwszy dzień stworzenia był pierwszy dzień tygodnia był siódmy dzień tygodnia
jeden dzień był jak tysiąc lat
w powietrzu unosiła się woń aloesu mięty nardu i mirry
szukały miejsca ustronnego nagiego szczytu ołtarza izzaaka i jakuba
krążyły wokół woni odoru sierści włosów krwi śpiewały pieśń brzasku i zmierzchu
był pierwszy dzień był pierwszy dzień stworzenia był pierwszy dzień tygodnia był siódmy dzień tygodnia
tysiąc lat było jak jeden dzień
w locie złapały nóż żarłocznego krwawego powiernika ich drogi
zatoczyły żarłoczny krwawy powietrzny krąg uczyniły znak
wybrały jedną małą gwiazdę jeden świetlny dzień
był ósmy dzień stworzenia był ósmy dzień tygodnia
w ten dzień stanęły obok góra moria kasjun nebo i synaj
w ten dzień zasklepiły się ich sine i czarne krwotoki
Agnieszka Syska
***
wody wielkie nie zdołają ugasić nieba
rozpłynie się rozżarzy się rozpłonie się w ogniu nieugaszonym
płynie żarzy płonie w wodzie nieugaszonej
nosiły je w swoim łonie przed ukształtowaniem świata
jak rosę je zrodziły
płynie żarzy płonie ogień woda niebo nieugaszone
wezwały je po imieniu wyprowadziły z niewoli
przybrały za synów i córki
płynie żarzy płonie ogień woda niebo nieugaszone
prawdziwa glina z jego gliny kość z jego kości żebro z jego żebra proch z jego prochu
człowiek z jego człowieka
płynie żarzy płonie ogień woda niebo nieugaszone
słowo człowieka i słowo boga czas po którym się chodzi
początek i koniec antysłowa początek bez czasu serafinów cherubinów archaniołów i aniołów
nie jest jak sekunda minuta godzina rok wiek który przeminie proroctwa które się skończą
języki które przylgną do podniebienia
nie jest jak miedź brzęcząca która wyblaknie cymbał brzmiący który ogłuchnie ogień który zatonie woda która spłonie nie jest jak idea której nie ma niebo którego nie ma czyściec którego nie ma piekło którego nie ma
nie jest jak człowiek najmniejszy serafin cherubin archanioł anioł
i mały bóg
nie jest jak życie z jego życia śmierć z jego śmierci zmartwychwstanie z jego zmartwychwstania
nie jest będzie
powiedział przecież idę przygotować wam wiersz
wiarę z mojej wiary nadzieję z mojej nadziei miłość z mojego nieugaszenia niezatopienia
będzie jak idea
Agnieszka Syska
skąpane w bramie
wszystkie słońca paliły swoje księżyce
kule ognia wiekuiste
księżyce naniebne pod sobą na morzach martwych
wszystkie księżyce paliły swoje słońca
kule wody wiekuiste
słońca naniebne pod sobą na morzach martwych
wszystkie słońca na krańcach początków głosów ech
słońca skąpane w kolistości kuli
toczą się po trzech trójnogach nieba ogniach wodach końcach
toczą się po trzech trójnogach ziemi ogniach wodach początkach
na początku było słońce jak koniec
większe od jednoistości dwoistości troistości rzeczy przeszłych
niosło w sobie śpiew piasku pustynnego na kamieniu świata
odsłaniało przed księżycem świetliste przeszłe
otworzyło w sobie kamień wysypało piasek na morza martwe
wysypało z siebie wszystkie pustynie śpiewu
na końcu był księżyc jak początek
mniejszy od wiekuistości rzeczy przyszłych
niósł w sobie pieśń trąby
odsłaniał przed słońcem świetliste przyszłe
otworzył w sobie morze czerwone
przeszedł suchą stopą
zamknęli w sobie wczoraj dzisiaj jutro
zamknęli w sobie czas
zamknęli w sobie pieśń
na trąbach jerychońskich się unoszą
kamienie rozpadłe kamienie skruszone
na rosach z hermonu na olejach z syjonu
skąpane w kolistości trójnoga
trzech nogach pokoju
jednym sercu świata
toczą się z pierwszej na drugą z drugiej na trzecią kulę
skąpane w złotej bramie
oleje na brodzie aarona
słońca księżyce nieba ziemie
początki końce wieków
płoną na sucho na mokro
pełnie ognia wody światła
pławice upału mrozu
palą się nie spalają się
przeszłe przyszłe teraźniejsze
upojne dnie noce
Agnieszka Syska
***
wszystkie wiersze wracają do swoich początków prapoczątków trwania
początków stworzenia przed stwórcą początków stworzenia przed archaniołem początków stworzenia przed aniołem początków stworzenia przed stwórcą archaniołem aniołem człowiekiem
najmniejszym zgoła najlichszym zgoła
pośród zwierząt pośród ssaków pośród gadów pośród płazów pośród ptaków pośród owadów pośród judy
najmniejszym zgoła najlichszym zgoła pośród proroków słowa
słowo było początkiem prapoczątkiem prastworzeniem pratrwaniem
unaszało się ponad wodami nie nazwanymi wodami unaszało się ponad lądami nie nazwanymi lądami
słowo nie nazwane słowem słowo nie nazwane słowem pośród nie nazwanych
potrzebowało wód by się unaszać potrzebowało lądów by osiadać potrzebowało wód potrzebowało lądów by trwać
było jako stwórca nie nazwany stwórcą było jako archanioł nie nazwany archaniołem było jako anioł nie nazwany aniołem było jako człowiek nie nazwany człowiekiem było jako zwierzę nie nazwane zwierzęciem
jak je opisać prażeglarza pośród wód rozbitka pośród lądów pośród dni stworzenia
spragnionego pośród początkowych wód nienasyconego pośród końcowych lądów
pradryfiarza który nie może pokrzepić się ósmym dniem
zagubione pośród pierwszego dnia nie odnalezione pośród siódmego dnia
męczy się odpoczywa odpoczywa męczy się samo twanie nadaje mu imię
słońce słońc słońce nad słońcami co rządzi dniem księżyc księżyców księżyc nad księżycami co rządzi nocą
wraca do siebie arka ponad wodami przymierze ponad lądami
wiersz którym był stwórca stworzony ze słów w którym ciało ma odpocznienie
Agnieszka Syska
***
wszystkie słońca świeciły
nie były sobie równe świeciły wyrównanie
wszystkie stawiały kropki pod znakami zapytania
jak stawia się kropki nad i krótkimi
każde chciało być
wszystkie stawiały kropki pod znakami wykrzyknienia
jak stawia się kropki nad i krótkimi nie długimi
każde chciało być i było
każde miało światło równe sobie
męskie i żeńskie cielesne i duchowe lądowe i morskie stawiały znaki równości
pomiędzy świeć a być pomiędzy świeć się imię twoje a bądź królestwo twoje pomiędzy święć i przyjdź
przeczuwały że światłość jest ich istnieniem
nie mogły runąć z milionami lat świetlnych z świetlanymi górami
pieśni w pustkę
nie mogły runąć z modlitwami z świetlanymi dolinami
pieśni w ciemność
nie znały tak długiego lotu
nigdy nie leciały z nieb pod ziemie
znały drogę od jednego promienia do słońca
wszystkie dni i każda noc pieśni z nimi święć i przyjdź
wszystkie padają przed jego zapytaniem i wykrzyknieniem
wszystkie padają przed jego kropką nad i
nie umniejsza się ich światło promień promieni i światłość światłości
nawet cień jego kropki jest w pełni
pieśni pełnia nad pełniami słońce nad słońcami
Agnieszka Syska
zapach Słońca
żeby przeżyć słońce musi świecić
musi świecić swoją krwią ofiarą jednoistą dwoistą troistą
barankiem ołtarzem dawcą krwi wełny i mięsa jednorocznego ołtarzem i biorcą krwiopijcą
nad ołtarzem zapach życia zapach krwi zapach kadzidła
ołtarze krwi wznoszą się pietrzą się wschodzą jak zachody słońca spływają w rynny kanały zachody
wiele takich słońc krąży na ołtarzach czasu
wiele takich baranków pierworodków niemowlaków dzieciaków jeden baranek
nad ołtarzem zapach mirry
na odrzwiach domów małych niewiast i mężów jerozolimskich płacz
tysiąc litrów krwi wznosi się piętrzy się wschodzi w drugi trzeci i czwarty tysiąc
wiele takich baranków pierworodków niemowlaków dzieciaków chłopców zachodzi jeden wschodzi
przy ołtarzu zapach złota kadzidła i mirry
trzej mędrcy i jeden taki który pobiera u nich nauki przekraczają rzekę czasu i przychodzą
na tablicach łodziach tratwach pontonach niosą wyryte dziesięcioro przykazań i jedenaste
przestrzegaj dziesięciorga przykazań abyś mógł nie zachowywać jedenastego
nad i przy ołtarzu zapach złota kadzidła i mirry
nurza się w swojej głupocie złocie kadzidle i mirrze
chce mienić się wiekuistym nie chce świecić nie chce przeżyć
pławi się w promieniach aortach żyłach tętnicach drenach
nad i przy ołtarzu zapach krwi zapach życia zapach śmierci zapach słońca
nie czuje że księżyc właśnie wschodzi nad dziesięciorgiem przykazań cnót prawd
mrok zapada nad jedenastym
wędrownik uczeń obrzezaniec mędrzec idzie dokonać swojego
zbliża się czas nieogarniony
Hakeldamah Pole Garncarza Pole Krwi wschodzi nad Jerozolimą
mędrcy ze wschodu odwalają kamień
ołtarz w zapachu fiołków i róż
Słońce staje się ołtarzem
Agnieszka Syska (do wydania drugiego/poszerzonego książki pt. „stworzony z prawiersza”)
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
XI [przed rowem deszcz]
przed rowem deszcz
róż
siąpi rósł siąpi w ulewę
pąsową różę burzę różę
gradową
chmurę
burze
śpiewają
po rowach deszcze się kochają
burze
śpiewają
deszcz
róż
rósł w ulewę śpiew
po rowach śpiewają
śpiew
deszcz
wpadł pod dach zadaszone niebo
zaciągnęło się niebo
zadaszyło
niebo
nie
bo
deszcz
wpadł pod dach
ustanie deszcz ustanie śpiew
ich zadaszone niebo
śpiew
nie
bo
róża róży nie odurzy
zadurzą się deszcze w rowach niebach rowach
róży nie odurzy
idą
w domy rosną
idą
macewa się w deszczu
otwiera
jak litera
deszcz
spada z drzewa
do rowu
spada z drzewa
do wody po wodach się całują
jak ich lustra
się całują
macewa
litera
róża w róży się durzy
macewa
litera
deszcz
w domu sechł
wypadał śpiew z okna
jakby wyskakiwał
w domowym lustrze
deszcz
sechł
ciekł ustami
ciekły był dopóki usta nie uciekły z domu
ustami
deszczu
pod rynną ty
ciekniesz
deszczu
w rowie
ty
pachniesz różami
ty
ogród różany
litery jak róże
rósł w oczach jak kolczasty mur
różany
Agnieszka Syska
osobni
kopalny bóg świecił
ujrzał
miłości twarz czarną
poruszam się w sobie większym dwa oblicza czerni
świecił
poruszam się między
twarzami
w kopalni kują wiersze lampy pod korcem
twarzami
czerń
królestwo kopalni pośród nas
na czarno zachodzi
niebo
białe usta na twarzy
czarno
niebo
pośród nas
wyjdź świecie kopalny na przezroczyste
szato baranka
kleją się nasze
skóry
śliskie bez
powietrza bieli
wiatru
czarne szaty oblubieńcze
kleją się
wydobywają z czerni
twarz czarną
słońce w samo południe nocy
czarną
pod ziemią spocony
płomień
się tli
bez powietrza siedmioramienna
miłość
krew na czarne słońce
miłość
czarne
we wschodzie oblicze pierwsze
wzeszła
mniejsza
uczta królewska niebieska
większa
drugie
nie ma cię pośród weselników
miłości
zamykam przed nami pokój od wewnątrz
tańczę w płomieniach menory
bucha twoja skóra jak strój weselny
w płomieniach menory
Agnieszka Syska
stara
Ten człowiek
z zamkniętymi oczami
oczy szeroko zamknięte
na jego
starą
jerozolimę
skórę
pomarszczoną zmarszczkę
oczy szeroko zamknięte
zwężają się w źrenicę
w nic
mówię
jestem skórą przeźroczystą przezroczysta zwęża się w węża oczy szeroko otwarte
mówię
Ten człowiek
z zamkniętymi oczami
jak woda źródlana
zimno pulsujące
pod skórą
jego ogień podlewano wodą
jak ogień
zwęża się wąż w nic zwęża się w pełzanie w pustynię z której sypie się zimna woda
ogień
podlewano ogień
źródlana
gorąco pulsujące
pod skórą
pełzam gdzie wiatr pustyni
poniesie mnie
wiatr
z oczami szeroko otwartymi
źrenica jak zimna woda między ogniem pustyni oaza pulsowania
z oczami
pełzam
w nic
stara jerozolimo źrenico oka z zimną wodą
nic
ten człowiek
wysycha jak ogień
tamten
Agnieszka Syska
cienia obnoszenie
się siedzi
druga strona rwie się do równego twarz trzecia
się siedzi
lustro
twarz trzecia
lustro
nikogo tu nie ma
w lustrze trzeba stanąć przed sobą
wryty
nikogo nie ma
idę wynieść jego
cień
jak się wynosi
pustkę
cień
zwalę go w bethesdę
niech czeka na poruszenie wody w lustrze
w bethesdę
anioł jak cień
nikogo tu nie ma
w lustrze nie ma wody nie poruszy się
cień
obnoszę się z nim
jak z cieniem
obnoszę
poruszam się
w sobie
jak ze smugami w lustrze twarzy trzeciej
poruszam się
nikt nas nie wprowadził
do wody równej tafli
nie wprowadził
rysy się
wydłużają jak cienie na piasku
rysy
lustro
przesypuje się w wodę
lustro
jest południe
w jerozolimie ciasnej
bramie
idę z wielbłądem w ucho
igielne
cedron pali się w słońcu jak dwunasta brama
ucho
igielne
otwieram oczy
przed słońcem
lustro za poruszeniem jak anioł w wodzie równy cień doskonały
przed słońcem
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
VIII [studnia ognia]
studnia ognia
pełna
oddychają ogniem buchają w górę ogniem
pełna
płomienie
kradną
upadłe
kręgi studnię kręgi ukradłe
upadłe
studnia
bez kręgów
kręgi ognia jak na wodzie przez nią się skacze
bez kręgów
studnia
rośnie
ogień
rośnie bez krzyży
w kościarnię
studnia
rośnie bez krzyży
idą przez ogień kość kości ogień
krąg
cała studnia na szyi
kręgi po wodzie po nich
krąg
przez ogień
schodzą do piwnicy
w piwnicy zdejmowanie ciał z krzyża
ognia
matka klęczy jęczy klęczy syn przez ręce
schodzi do piwnicy
nikodem sprawiedliwy wchodzi i wychodzi
jak drzwi się otwiera
wychodzi
ognia
dajcie jak wody
pić ze stągwi studni stągwi
wody
ognia
rośli w studnię
ognia
wiadrami stągwiami wiadrami zagarniali
ogień
rękami palcami rękami
trzej młodzieńcy w piecu kaflowym
rośli w studnię
ognia
drzewo rosło
pośrodku pieca
w słońcu
rośli
w słońcu
piwnica jak studnia w studni różane pole
w słońcu
góra
krzyży
kości
idę żąć
góra
kości
zapada się
drzewo krzyża pod podłogę
zapada się
pod podłogą oddech
jak róża
czaszka róża
róża
matka jak studnia
z piwnicy po drabinie do nieba
studnia
syn
ogień wzięty do nieba trzej młodzieńcy ogień wzięty do nieba
syn
studnia
z nieba
różane pole
do nieba
z nieba
nasza matka
studnia woda
schodzi z góry krzyży kości krzyży z trzema różami rękami różami
matka
do siebie ją zagarnia
jak wodę
zagarnia różę trójręczną ogień jak wodę pije
wodę
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
XXXIX [wiem]
wiem
pies biegł
nosem
gdzie były jego
nogi
biegły gdzie poniosły
oczy
nic nie było jak trzeba
jawne
utrudzenie obciążenie
nóg
oczu
nie wiem czy ją
widział
czy oko róży oślepiło go w widzeniu sennym czy jawnym
widział
nie oślepł
widziałam jak zbiega po drabinie jakubowej
ze strychu
na równe nogi
jakby zerwany z jawy
jakby się urwał zerwał urwał
widziałam jak zbiega po drabinie jakubowej
połyka szczebel po szczeblu
już jest nad głową
strych wali się na głowę
mnie czy to już zapach róż
na głowę
jakby się urwał zerwał urwał
nie jesteś utkany z jawy albo ślepy
ale utykasz
na jawie
zwaliłeś mi się na głowę ze strychem po tym śnie
ślepy
drabina jakubowa
jest jak sen rośnie pod oknem jak róża
jakubowa
nic nie mówiłeś
o drzewie różanym
w sercu przyznaj się śnie czujny oka słońca słońce nie oślepi
nie mówiłeś
razi mnie ogień
w serce
oko serce oko zwęża się w drabinę
ogień
zwaliłeś mi się na różę
wielokwiatową
różę
JEREMIADY (poematy)
Agnieszka Syska z książki „oczy z papieru”, Kraków 2017
JEREMIADY (poematy)
Agnieszka Syska z książki „drzewu różę kradnę”, Kraków 2015
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
XXX
podpalam drzewo
gałęzie na których siedzę drzewo którym jestem
drzewo
płomienie chwytają się rękami
dachu
rzucają się jak oparzone po niskim żarze
rękami
dachu
jeśli jestem drzewem
dachem domu
drzewem
nie podsycaj
ognia
jeśli budowałeś ten dom
ognia
jeśli dachem
domu
skłonieniem ptaków płomieni ptaków płomieni płomiennej mowy
domu
przed szabatem nawet twoje ręce go
nie ugaszą
tylko przede mną gaśnie płomień mowy ptaków kryją się po płomieniach
ręce go
nie ugaszą
twoje to ręce
czy moje
trzy razy obmywane próbowane obmywane w ogniu
ręce
uczysz mnie twojego zachodu
słońca
już idzie żarłoczny dym po nim
słońca
ptaki mi śpiewają w językach
słyszysz
już idzie dom w świece na stół
słyszysz
drzewo
jedynie mój głos
rozpoznaje
jak ptaki
siedzą na drzewie którym jestem
głos
drzewo
tylko ciebie
słyszę
pośród syku naszych płomieni pada drzewo różane gałązkę róży ci niosę
ciebie
słyszę
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
XXXII
krzew miał być drzewem
różanym
był gorejącym krzewem
przed krzewem gorejącym pogorzały
róże
przed ziemią obiecaną ziemią oczu nie wzniosły
pogorzały
przy przekraczaniu
ognia
krzew był suchy
języki ognia płomienne
co za zapach wokół
ziemi
i morze ma drugą stronę na drugą stronę morza wiatr go niesie
zapach
tu jest
sykomora
nie przypomina drzewa różanego trwa
sykomora
nawet wiatr
w nią wpatrzony co może trwać niechaj trwa
wiatr
jest jak przejście suchą
stopą
suche morze przeszło na drugą stronę jak krzew gorejący
suchą
stopą
skąd więc ten zapach
wokół ziemi jak obietnicy
ogień
woda
i wiatr
przygnały tu krzew żeby wrósł w drzewo
ogień
woda
i wiatr
zapach
rosnę jak sykomora
ale moje oczy patrzą
jak patrzyły
wpatrzone w mleko róży jak w obietnicę która trwa po tamtej stronie
patrzą
czy sykomora
pomieści krzew który się w niej rozrasta w drzewo różane
sykomora
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
XXXI
poematy bez drzewa
różanego
kobiety
poszły
dzisiaj dzień targowy
poszły po drzewka krzewiki drzewka
różane
żeby je zapisać w księdze poematów
poemat bez róży
jest nikim
mówią
bez róży
wrócimy z pełnymi
rękami
gorejącymi
z rąk otwartych wyrosną nam dzieci
posadzimy je na pustyni
róże lubią skaliste kamieniste skaliste
każda pustynia jest taka
sama
bez róży
pije poza źródłem
bez róży
sama
wrócimy z pełnymi
rękami
gorejącymi
poemat zagorzał
przed nocą
kobieta z niego wyrosła
zagorzała
róże rodzą poematy pisze się je oczami dziecka czyta się je oczami
daję go zapisać
dziecko
moje poemat dziecko księdze życia
zapisać
wróciłyśmy
z drzewem
różanym
księga poematów
rosła nam na rękach dzieci są jak powroty
z drzewem
różanym
wróciłyśmy
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
XIX
płyną gęsie
szyje
gąsiory
winne
córki jabłonki córki
w zaciszu twojego
ogrodu
drzewu
dawidowemu jabłko kradnij
gęsie szyje opływają międzyrzec podlaski
jabłko kradnij
przyjadą wozy tory wozy konie żelazne
jabłonki
treblionkom zawiozą
jabłonki
zawiozą
piecom szamotowym serca
wygasły
różami palą
serca
konie
na dziewicze pola
pędzą
jak czułe twoje serce
ruth
z gałązką jabłoni pośród
pól
dziewiczych międzyrzeckich
pośród
pól
obca jesteś pośród
międzyrzeczan
drzewu dawidowemu jak jabłko skradziona
córka
z kłosem włosem kłosem gałązką jabłoni
skradziona
konie żelazne
z lasów
widzę wozy tory wozy wiozą
z lasów
pole szczere jest
dziewicze
pole
w ogrodzie
wędzarnia jabłkami palą
w ogrodzie
z moabu
przyszłaś
jak wiatr do kłosa
przyszłaś
gęsia
szyjo
przypłynęłaś do międzyrzeca podlaskiego
gałązko
giętka
łamliwa
giętki gąsiorze
miłości
30.XI 2014, Międzyrzec Podlaski.
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
XVI
wynoszą jego ciało
kock jak gwiazda
święty
wnoszę je z powrotem
idziemy po menachema mendla
z powrotem
gwiazda
nad rabinówką
józef jak chleb z judei idzie
piec lśni w gwieździe
słońca
judei kocka judei
słońca
słońca nam jak powietrza
ciało
jak oddech w słońcu
pranie na powietrzu
jak powietrza
ciało
stare skrzypi
pod podłogą
wynoszą je na powietrze
jest już słońcem
skrzypi
jak nie wpuścić słońca
do serca
trzeba go naszym ciałom
słońca
kock judea kock
idą biegną idą jak dzieci
naprzeciw
przez midrasze
wietrzą się w słońcu
jak w objawieniu
stoję z twoim ciałem
w drzwiach wynoszą je a ja je wnoszę
z twoim ciałem
mendel
nade mną
objawienie słońce
nade mną
czytam twoje drzewo
rygluję piec
w piecu róża
drzewo
płatki pył płatki w słońcu złoty święty złoty pył
matki z dzieckiem
pył judei
pod stopami
jabłoń w sercu
judei
19.11.2014, Warszawa
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
XVIII
dom swój kradnę
kto dom swój kradnie złodzieje róż
kradnę
biegnę ze swoim domem
w sercu go skrywam
przed złodziejami złodziejkami złodziejami róż
ze swoim domem
piersi nie otwieram
złodziejom róż
nie mają piersi serca piersi
nie otwieram
biegnę ze swoim domem
a jakby dom biegł
do domu
próg stoi
pusty
jak dom
lustro
w lustrze nikt nie stoi biegnie
próg stoi
dom
wpadł na dom
w progu w lustrze w progu jak wryty stanął siebie zobaczył
stoi
biegnę ze swoim domem
złodziejka róż
domem
zza czarnych luster wychodzi
kobieta dom
płynne są lustrzane wody
mówi
czernie głębokie
mówi
dom
ze skały
na piasek
z tego kamienia wzbudzę ci
świątynię
czernie głębokie lustrzane wody
świątynię
ze skały
na piasek
jak syn
w trzecim dniu wyjdzie z wody płody wody
syn
obudujesz go jak miasto
święte
mną otoczysz ogrodzisz otoczysz
międzyrzec nowy jeruzalem nowe międzyrzec nowy różę w sercu
miasto
święte
otoczysz jego kolce
mury
okopiesz
słomą obłożysz
okopiesz
kolce
na mury
zamienisz
lustro w którym biegł dom ukradniesz jak kobietę w sercu skryjesz
kolce
większa jest twoja róża
niż śmierć
róża
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
XV
ciało przed dom
wyniosę
mokre od łez
wywieszę gęsi pranie gęsi
wyniosę
ciało
jak gęś płynie
mokre jezioro
przed budynkami gospodarczymi
jezioro
jabłek
późna jesień
ciało płynie ciało
jesień
gęsi jak jabłonie oliwki jabłonie
kosztele
gęsi
jej ciało w zaciszu twojego domu
kosztele
na twoich
ustach
mokre pranie
na wargach
jezioro jesieni
pranie
schną deszcze
na wietrze
deszcze
wynosimy ciała
jesień schnie na deszczu gęsi płyną po nią
ciała
dom w zawieszeniu
jego zacisze
w piecu palę jabłkami
w zawieszeniu
ciało jak gęś
odpływa jak niebo
w źrenicy oka zastygłego
gęś
siwa sina siwa
stoi a płynie
nasze ciała nadziewane jabłkami wynosimy swoje ciała stąd
siwa
jesień
deszczowa
jesień
swąd
14.XI 2014, Warszawa
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
XIV
stoisz na piętach
palach
baal szem tow unosi się jak nad wodami
potopu
krzny
na krznie
na palcach
dom
na palcach
mgły zawiane mgły
unoszą się
nad łąkami wylewa rzeka potop
między rzekami
potop
kruki nad wodami
szukają linii
lasu
las pogorzał
las rąk unosi się nad wodami
pogorzał
maggidzie
zejdź niżej
pożądamy twoich stóp
ziemi
toniemy płoniemy toniemy
ziemi
pod lasem
międzyrzec
kruków jak dusz
kruki przyleciały dusze odleciały kruki przyleciały
międzyrzec
ustami
dotykamy linii wody
każ do gęsi
jak do cytr i harf
budźcie ich jak jutrzenkę
do gęsi
ustami
przebłagasz potop
w międzyrzecu podlaskim
jak ogień
potop
a dom stoi
jak stała matka baal szem towa
senny żywy senny próg
stoi
drzwi
machają skrzydłami
jakby tow wlatywał i wylatywał
skrzydłami
13.XI 2014, Warszawa
Agnieszka Syska
drzewu różę kradnę
XIII
biały węgiel
wypada z pieca
szamotowego
przechodzisz w przezroczystość lepię cię od nowa
węgiel
popiół
przezroczystości
popiół
glina w ręku
garncarki
w ręku
wiadro
cynowe
cynowa
urna
popiołu białego węgla popiołu
glina w ręku
garncarki
wydobywam kształt czarny
przezroczystości w nocy
węgiel
kruszec
jak siwe włosy przezroczystości w nocy
kruszec
łamią się włosy
dzielone na czworo
do domu wnoszę psa lustro psa
w lustrze się jota odbija
dodana
do domu psa
co to za dom
pod
psem pies ujada
na garncarkę która go do domu wniosła
ujada
litera otwarta jak ogród
róż
na ogrodach siwe włosy przezroczystości śnieg pada
ogród
róż
biały węgiel
łamię cię na pół
czarny węgiel w mleku moczę
na pół
z domu wynoszę psa lustro psa
tyle tu miejsca
dla przezroczystości
śnieg z dachu
do wiadra
z wiadra róża wybija
jak spod śniegu
wybija
liczę włosy na swojej głowie
siwe
ciebie szukam
na głowie
glino biała śnieg czarny w tobie wypalam
na głowie
włosy
siwe
przezroczystość czarna
na rękach
róża
czarna
ogród
w piecu wypalony różany
ogród
jak czad
róża
nad myślą
róża
09.XI 2014, Międzyrzec Podlaski
- 1
- 2
- 3
- Następne »